Rock Axxess no. 17

132
‡ tarja ‡ kobaru ‡ rock’n’classic ‡ ‡ the runaways ‡ masters of rock ‡ def leppard ‡ ‡ grunge ‡ and more... ‡ no. 17

description

rock'n'style mag

Transcript of Rock Axxess no. 17

Page 1: Rock Axxess no. 17

‡ tarja ‡ ‡ kobaru ‡

‡ rock’n’classic ‡ ‡ the runaways ‡

‡ masters of rock ‡‡ def leppard ‡

‡ grunge ‡‡ and more... ‡

no.17

Page 2: Rock Axxess no. 17
Page 3: Rock Axxess no. 17

ROCK AXXESS TEAM: Karolina Karbownik (editor-in-chief ), Jakub „Bizon” Michalski (translation editor), Agnieszka Lenczewska (editor) CONTRIBUTORS: Falk-Hagen Bernshausen, Marek Koprowski, Martin Krush, Paweł Kukliński, Annie Christina Laviour, , Leszek Mokijewski, Miss Shela, Betsy Rudy, Jakub Rozwadowski, Katarzyna Strzelec, Weronika Sztorc, Krzysztof Zatycki ADVERTI-SING Katarzyna Strzelec ([email protected])EVENTS Dorota Żulikowska ([email protected]) GRAPHIC DE-SIGNER/DTP Karolina Karbownik ASSISTANCE / TECHNICAL SUPPORT Krzysztof Zatycki ROCK AXXESS LOGO Dominik Nowak PUBLISHER All Access Media, ul. Szolc-Rogozinskiego 10/20, 02-777 Warszawa CONTACT [email protected]

POLSKI ENGLISH

rock art pomnik freddiego mercury’ego 3

ROCK TALK tarja turunen 4

Rock access rock me amadeus 22

rock shop it’s raining, man! 40

backstage access kobaru 42

rock shot historia wódki 60

rock screen the runaways 62

rock fashion grunge 71

rock style szymon chwalisz 74

rock live masters of rock 90

map of rock lorelei 100

hity znacie... def leppard 108

DARK ACCESS: rhapsody of fire 116

rock style pages lazy sunday 118

rock art freddie mercury memorial 3

ROCK TALK tarja turunen 12

rock axxess rock me amadeus 30

rock shop it’s raining, man! 40

backstage access kobaru 52

rock shot the story of vodka 61

rock screen the runaways 66

rock fashion grunge 71

rock style szymon chwalisz 82

rock live masters of rock 90

map of rock lorelei 105

rock style pages lazy sunday 118

numer / number17

4 & 12

74 & 8290

108

62 & 6622 & 30

okładka / cover: tarja turunenphoto: Poras Chaudhary

42 & 52

118

100 / 106

40

Page 4: Rock Axxess no. 17

editorial

Dopnijcie fraki, zakładajcie wieczorowe suknie – zabieramy Was do opery. Tak, do opery! Filharmonie, amfiteatry, sale operowe – headbangerzy raczej rzadko zaglądają do tych miejsc. Zmieńmy to! Oczywiście, małe zatęchłe klubiki z tanim piwem i stołami do bilarda mają swój niezaprzeczalny urok, ale może by tak od czasu do czasu dla odmiany odwiedzić miejsca, które nie cuchną uryną i poimprezowym zgonem? Opera i muzyka klasyczna też mogą dostarczyć świetnej zabawy. Zwłaszcza gdy wymieszamy je z har-drockowymi riffami.

Zabieramy Was też w podróż do czasów przed II wojną światową. Takich rzeczy nie znajdziecie w żadnym innym magazynie mu-zycznym. Znakomita muzyka połączona z nauką – właśnie na tym nam zależy. Jeden z naszych ostatnich rozmówców zauważył, że jesteśmy magazynem dla ludzi z pasją. Trudno wyobrazić sobie lepszy komplement. Czy to pasja do muzyki klasycznej, motocykli czy fotografii, zawsze świetnie słucha się ludzi, którzy mają coś do powiedzenia.

Usiądźcie wygodnie, nalejcie sobie szklankę tego, na co macie akurat ochotę i oddajcie się lekturze magazynu. Potrzebujecie podkładu muzycznego do czytania? No cóż…

I see a little silhouetto of a man…

rock axxess recommends

Button up your tuxedos, put on your ball gowns, we’re taking you to the opera. Ope-ra, not Oprah! Concert halls, amphitheaters, opera houses – places seldom visited by headbangers. Let’s change that! Yes, those small smelly clubs with cheap beer and bil-liard tables have certain undeniable charm but why not break this routine from time to time and visit places that don’t reek of urine and post-bender agony. Opera and classical music can be fun, too. Especially when mi-xed with hard rock riffs.

We’re also taking you on a journey to the times before World War Two. You won’t get this in other music magazines. Great music and education at the same time, that’s what we’re about. One of our interlocutors this month said that we’re a magazine for people with passion. Hard to hear a better compli-ment. Be it a passion for classical music, mo-torbikes or photography, it’s always great to listen to people who have something to say.

Sit down comfortably, pour yourself a glass of whatever you feel like sipping at the mo-ment and enjoy the magazine. You need a soundtrack to reading? Well…

I see a little silhouetto of a man…

Jakub „Bizon” Michalskitranslation editor

Page 5: Rock Axxess no. 17

Pokryte śniegiem górskie szczyty. Jezioro, po którym jeszcze pływają parowce. Hotele, które promieniują urokiem belle époque. Montreux jest mekką muzyków. Studia nagraniowe (Mountain Studios), słynne kasyno uwiecznione w klasyku Deep Purple czy jeszcze słynniejszy festiwal jazzowy. Słowem – miasto kultury. Łagodny mikroklimat sprawił, że w Montreux chętnie spędzali zimy arystokraci, artyści i pisarze z chłodniejszych rejonów Europy. Wielu z nich osiedlało się tu na dłużej, wielu twórców upamiętniało ten pobyt w swoich dziełach. Przepięknie położone, niemalże u stóp Jeziora Genewskiego, miasto stało się dla lidera Queen w ostatnich latach życia bezpieczną przystanią. Jedną z atrakcji turystycznych kurortu jest pomnik upamiętniający muzyka. Odsłonięta w 1996 roku statua, znajdująca się przy nabrzeżu, ukazuje Mercury’ego w jego charakterystycznej, triumfalnej, wręcz kultowej pozie.

Można dyskutować o estetyce wykonania blisko trzymetrowego pomnika Freddiego Mercury’ego. Dla jednych dzieło pochodzącej z Czech rzeźbiarki jest kwintesencją kiczu i obciachu, dla innych – wspaniałym hołdem złożonym ekstrawaganckiemu artyście. Jedno jest pewne. Jeśli kiedykolwiek pojawisz się w Montreux, koniecznie zrób zdjęcie. I wspomnij w sercu wielkiego frontmana.

Mountaintops covered in snow. Steamboats on a lake. Hotels that still amaze visitors with their Belle Époque charm. Montreux is a Mecca for musicians. Recording studios (including Mountain Studios), famous casino immortalized in one of Deep Purple’s classic tunes, or an even more famous jazz festival. In other words – it is a town of culture. Mild climate attracted many visitors during winters – aristocrats, artists and writers from colder European countries. Many of them stayed here longer, some wrote about their stay in their works. The town – located in a beautiful area on the shores of Lake Geneva – served as a hiding place for Queen’s frontman in the last years of his life. One of its tourist attractions is a statue commemorating the singer. It was unveiled in 1996, beside the lake. It shows Mercury in his characteristic triumphal pose.

The aesthetic value of the 10 feet statue is debatable. For some, the work of the Czech sculptor is pure kitsch and lameness. For others, it’s the ultimate tribute to the extravagant artist. One thing’s for sure. If you ever happen to be in Montreux, you must take a photo of it. And think for a while about this great singer.

autor / author

Irena Sedleckádata powstania / completion date

1996technika / medium

odlew z brązu / bronzewymiary / dimensions

3 m / 10 feetgdzie można zobaczyć / where to see

Market Square, Montreux, Switzerland

3

rock art

Freddie Mercury Memorial

agnieszka lenczewskaphoto: wikimedia

Pomnik Freddiego Mercury’ego

Page 6: Rock Axxess no. 17

jestemszczęśćiarą

rock talk

tarja

Page 7: Rock Axxess no. 17
Page 8: Rock Axxess no. 17

6

Świetnie wyglądasz po ciąży. Dużo pracy musiałaś włożyć, by wrócić do takiej figury?Moje dziecko urodziło się pod koniec lipca, miałam więc jakieś trzy miesiące, żeby wrócić do odpowiedniej formy. W grudniu czekała mnie trasa świąteczna, przed którą dużo trenowałam z moją nauczycielką śpiewu. Ale mając dziecko, poczułam, że ze wszystkim jest mi znacz-nie łatwiej. Nie byłam tak spięta, miałam także większą świadomość głosu, który doskonale pracował. Po trasie koncertowej byłam bardzo zapracowana, tak że nawet nie miałam czasu zadbać o siebie pod kątem fizycznym. Od marca bez przerwy podróżuję, z córeczką i mężem, ciągle jesteśmy w tej samej trasie! Wrócimy do domu w przyszłym miesiącu, w lipcu. Naprawdę nie mogę się już doczekać, kiedy wrócę do pływania i innych ćwiczeń, za które muszę się zabrać przed październikową, rockową trasą koncertową. Jeśli nie wrócę do odpowiedniej kon-dycji, będzie mi bardzo ciężko.

Również z twoim głosem? Jesteś dowodem na to, że potężny głos – twoja siła – nie musi wydobywać się z wielkiego ciała.Nie, niekoniecznie. To starodawny sposób myślenia. Kie-dyś ludzie uważali, że wielki głos musi pochodzić z wiel-kiego ciała. Osoba na scenie opery musiała być duża – to było modne. Wyglądała na niej dobrze i silnie. Taki był wizerunek opery. Dziś to się zmieniło – wielu śpiewaków operowych jest wybieranych ze względu na ich natural-ny, ładny wygląd.

Widziałabyś się na scenie opery?Nie jestem wokalistką operową.

Fani metalu taką w tobie widzą…Piosenkarką liryczną tak, ale operową? Nie, to coś inne-go niż to, co robię.

karolina karbownikfoto: krzysztof zatycki

TARJA. JEŚLI SIĘ JĄ POKOCHA – TO JUŻ NA ZAWSZE. KIEDYŚ MOJA CÓRECZKA USILNIE NAŚLADUJĄCA TARJĘ, ŚPIEWAJĄC,

ROZPŁAKAŁA SIĘ. KIEDY JĄ USPOKOIŁAM, UDAŁO MI SIĘ DOWIEDZIEĆ W CZYM RZECZ: „NIE POTRAFIĘ ŚPIEWAĆ JAK

TARJA!” – POWIEDZIAŁA. POWINNAM BYŁA ODPOWIEDZIEĆ: „NIKT NIE POTRAFI”, JEDNAK DZIECKU DAJE SIĘ NADZIEJĘ.

„NAUCZYSZ SIĘ”. „NIE” – ODPOWIEDZIAŁA PATRYCJA. „MAM ZA MAŁĄ BUZIĘ”. TARJA ROZPŁYNĘŁA SIĘ NAD MOJĄ CZTERO-LATKĄ, KTÓRA Z WYPIEKAMI NA TWARZY CZEKAŁA NA KONIEC WYWIADU, BY POWIEDZIEĆ TARJI: „I LOVE YOU”. A MY ROZPŁY-

WAMY SIĘ NAD JEJ GŁOSEM, NOWĄ PŁYTĄ I… MĘŻEM.

Page 9: Rock Axxess no. 17
Page 10: Rock Axxess no. 17

8

Na czym polega różnica?Uczono mnie czegoś innego. Bardziej kształciłam się w kierunku niemieckiej „liedseit”. Opera, oczywiście, była w naszym programie – też musiałam śpiewać arie. Ale nie czuję się śpiewaczką operową. Nie mam tak mocnego głosu.

Słucham?Ej, przestań! [śmiech]Nie, nie czuję się wystarczająco dobrze, aby tak śpiewać. Wymagałoby to wiele pracy i naprawdę mnóstwa czasu, żebym mogła wykonać operową partię. To jest możliwe, ale jeszcze nie teraz.

Jaką rolę chciałabyś wtedy zagrać?Chciałabym zaśpiewać sopran liryczny, jak np. rola Pami-ny w Czarodziejskim Flecie Mozarta.

Słyszałam, że klasyczni wokaliści są tak doskonale wytrenowani, że mogą śpiewać nawet stojąc na gło-wie…Kilka dni temu kręciliśmy wideo do nowego singla Victim of Ritual. Kiedy przebierałam się, moja makijażystka He-idi, z którą pracuję od 1998 roku, powiedziała: „Nikt nie ma takiego brzucha! Masz niesamowity brzuch!”. Ja na to: „Co?”. Ona odpowiedziała: „To dzięki temu, że jesteś piosenkarką”. Tak jest, bo ciężko pracowałam przez wiele lat. Nie podnoszę żadnych ciężarów, ale robię wszelkie brzuszki, bo dzięki nim czuję, że moje ciało jest elastycz-ne. Kiedy śpiewam, muszę mieć nad nim kontrolę. Samo śpiewanie też dało mi niezłą kondycję. Widzisz nieraz jak biegam po scenie, wykonuję wiele różnych rzeczy. Mu-szę dobrze się z tym czuć. Nigdy nie wpadam w bezdech – cały czas poprawnie oddycham. To wszystko zawdzię-czam długiemu treningowi.

Czy twoi nauczyciele śpiewu klasycznego są z ciebie dumni? W końcu Tarja wreszcie robi coś innego niż „bezużyteczny” metal.Tak, są bardzo dumni. Naprawdę miałam szczęście mieć dobrych nauczycieli. To oni ukształtowali mnie – moją osobowość. Nigdy nie uczył mnie śpiewu mężczyzna. Wszystkie nauczycielki były kobietami: mezzosopranist-kami i sopranistkami. Są ważną częścią mojego życia. Mam kontakt z moją pierwszą nauczycielką, tą jeszcze z liceum. Nie tak dawno przysłała mi SMS-a, w którym napisała, że nie mogła być na moim koncercie, ale jest ze mnie bardzo dumna. Byłam jej pierwszą uczennicą, któ-ra zdobyła najwyższe stopnie w konserwatorium. Po tym zyskała większy szacunek od innych nauczycieli. Ja też jestem z nich dumna i darzę ich wielką miłością.

Na twoim nowym albumie Colours in the Dark zwró-ciły moją uwagę różne dźwięki, efekty, dzięki któ-rym muzyka ma kilka wymiarów. Jak wygląda proces aranżowania utworów? Czy masz gotowe pomysły na piosenki, jeszcze zanim zaczynasz nagrywać?Często wiem, dokąd chcę zabrać daną piosenkę czy z kim chcę ją nagrywać. Jeśli chodzi o moich muzyków –

czasem mam dwóch basistów i dwóch gitarzystów – i wiem, że np. ten kawałek powinien zagrać Wimbish, bo to jego styl i klimat, a inny lepiej zabrzmi zagrany przez Kevina Chowna, który gra prościej. Natomiast same szczegóły, jak np. efekty kryształków w piosence Lucid-Dreamer: wiedziałam, że chcę coś takiego upiornego i zapytałam: „Czy ktoś z was potrafiłby zagrać coś w tym stylu?”. Wtedy natknęłam się na niesamowitego artystę grającego z orkiestrami symfonicznymi – Thomasa Blo-cha – który gra na szklanych instrumentach: harmonice szklanej i crystal baschet. Skontaktowałam się z nim i oto jest! Tak że niektóre rzeczy wychodzą podczas nagrywa-nia i aranżowania.Sama produkcja to także długi proces, ja ze swoją czę-ścią również nie spieszę się. Zaczęłam nagrywać album jeszcze podczas zeszłorocznej trasy koncertowej. Na początku tego roku zaczęłam dodawać różne akcenty i szczegóły, których brakowało. Tim Palmer zajął się mik-sami – zrobił to naprawdę świetnie! Zmiksował cały al-bum. Miał naprawdę mnóstwo materiału, bo chciałam, żeby na płycie było słychać wszystko, co nagraliśmy. To nie lada wyzwanie, by poskładać całość i sprawić, by nie brzmiało jak wielka ściana dźwięku, która uderza cię w twarz. Byłoby to zbyt hałaśliwe, a dla was męczące do słuchania. Mój głos także ma dużo przestrzeni.

Tak, nie oszczędzasz go!Tak, jest bardzo dynamiczny i ma szeroką skalę [Tarja de-monstruje niesamowite możliwości swojego głosu].

Czasem mam wrażenie, że twój głos jest gdzieś dale-ko w tle, po chwili słyszę go bliżej i bliżej…Tak. Bardzo lubię pracować nad produkcją. Podoba mi się cały ten proces, ale zabiera bardzo dużo czasu.

Czy musisz zachęcać i motywować swoją ekipę, by pracowała tak długo i rozwijała całe dzieło?Nie, teraz pracuje nam się bardzo łatwo ze wszystkimi z zespołu, a mówię o zespole mimo że to są muzycy sesyj-ni. Łatwość ta przyszła po wielu latach wspólnej pracy w studio, prób i tras koncertowych. Porozumiewamy się tym samym muzycznym językiem. Gitarzyści, basiści i perkusista – Mike Terrana – oni wszyscy doskonale wie-dzą, co lubię, a czego nie. Dzięki temu jest nam o wiele łatwiej.

Mike Terrana jest nie tylko utalentowanym muzy-kiem, ale również osobą z poczuciem humoru. Do-skonale bawię się, patrząc na niego. W jaki sposób poznaliście się i znaleźliście wspólny język?Spotkaliśmy się w 1998 roku. On był na trasie koncerto-wej z Rage – po raz pierwszy w Europie, a ja z Nightwish jako suportem Rage – również po raz pierwszy w Euro-pie. Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt wiele, ale spotyka-liśmy często. Niemal każdego wieczoru wymykałam się i stawałam za całym tłumem, żeby popatrzeć, jak Mike gra. Uwielbiałam to! Grał bardzo wybuchowo, drama-tycznie, ale również muzycznie. Gdy rozpoczynałam karierę solową, był pierwszym perkusistą, o którym po-

Page 11: Rock Axxess no. 17

9

Page 12: Rock Axxess no. 17

3010

myślałam. Mój mąż zadzwonił do Mike’a, a ten z miejsca zgodził się. Nie zastanawiał się dwa razy. Od tamtej pory jest znakomicie. Razem dojrzeliśmy. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, również poza sceną.

Podczas tych lat dorastania, chyba musiał się od cie-bie wiele nauczyć w obszarze muzyki klasycznej…Tak, to była dla niego nowość. Ale wspaniale jest widzieć, jak jego sztuka się rozrosła.

A co z tymi wszystkimi elementami muzycznego sa-voir-vivre’u, którego wymaga występ klasyczny? Mam na myśli to, że wy – artyści na scenie – dosko-nale wiecie, komu podać rękę, kogo przedstawić w jakiej kolejności i tak dalej. Nie wprawiało to w za-kłopotanie urodzonego rockmana?Uczył się tego. Na początku miał wątpliwości, nie wie-dział, czy się uda. Powiedziałam mu, żeby się nie martwił, że wszystko będzie dobrze. Musiałam mu powtarzać to kilkakrotnie – Mike potrzebuje takiej zachęty. Zdaję so-bie sprawę z tego, że mam o wiele większe doświadcze-nie od niego w występach klasycznych. Ale też bardzo cieszę się, widząc, jak orkiestra pracuje ze mną. Prawdo-podobnie ci muzycy mają do mnie inne podejście niż do innych wokalistów. Pewnego dnia podszedł do mnie po koncercie pierwszy skrzypek i powiedział: „Dziękuje-my za swobodę, którą nam dałaś”. Użył dokładnie tych słów. „Atmosfera, którą stworzyłaś, była niesamowita i czuliśmy, że nas doceniasz”. To było bardzo miłe. Zawsze staram się grać z całą orkiestrą, patrzę na nią. Jest częścią mojego przedstawienia. Nie chodzi w tym wszystkim je-dynie o wokalistę – gwiazdora. Każdy, kto jest na scenie, tak samo pracuje.

Pracujesz z wieloma orkiestrami – czasem co noc z inną. Czy łatwo dać im tę swobodę? Przecież ich nie znasz.Zazwyczaj mamy trzy dni prób, a dopiero potem koncert. Łatwo mi jest im zaufać. Wszyscy bardzo dobrze mnie przyjęli. To utalentowani ludzie. Dyrygenci byli także wspaniali. To oni grają główną rolę. Jeśli dyrygent nie po-trafiłby opanować szerokiej gamy utworów, które gramy podczas koncertu, wtedy byłoby naprawdę ciężko.

Czy są jakieś dźwięki w muzyce, których nie możesz znieść?Dźwięki, których nie mogę znieść? Hmm… Nie cierpię, kiedy kładę się do łóżka i słyszę bity czy cokolwiek po-dobnego. Jestem bardzo wrażliwa – jeśli nie udaje mi się wystarczająco wypocząć, staję się nerwowa. Kiedy od-poczywam, nieważne, jaka to jest muzyka, po prostu nie mogę jej znieść. Nie potrafię po prostu zamknąć oczu i zapomnieć o hałasie. Zupełnie inaczej jest z dźwiękami natury. Te mnie bardzo relaksują, zwłaszcza ocean. Za-wsze poszukuję jego szumu, który bardzo mnie relaksuje.

Mieszkasz blisko oceanu?Mieszkamy tuż przy rzece, która jest szeroka na 50 kilo-

Page 13: Rock Axxess no. 17

11

metrów. Oczywiście nie wygląda jak rzeka, ale ma słodką wodę. W pogodne dni widać po drugiej stronie brzegu Urugwaj. Sam ocean jest daleko – trzeba jechać jakieś 300 czy 400 kilometrów.

Myślę, że twój nowy album sprawdziłby się jako ścieżka dźwiękowa do jakiegoś filmu. Czy filmy są dla ciebie inspiracją?Bardzo miło, że o tym wspomniałaś. Tak, są dla mnie ogromną inspiracją. Za każdym razem, kiedy tworzę muzykę, mam w głowie bardzo wyraziste obrazy. Muszę mieć mocny pomysł. Chociaż może wydać się to zabaw-ne, ale ostatnia piosenka na nowym albumie, Medusa, długo nie miała tekstu. Napisałam ją razem z kompozyto-rem muzyki filmowej, Bartem Hendrixem z Los Angeles, z którym pracowałam już wcześniej przy poprzednim al-bumie nad piosenką Crimson Deep. Dzięki swoim rocko-wym zainteresowaniom, ma wyczucie zarówno symfo-niczne, jak i metalowe. Przyjemnie się z nim pracuje, jest bardzo utalentowanym człowiekiem. Medusa miała już zrobioną muzykę, a ja nagrywałam wokale na tło [Tarja podśpiewuje], gdy nagle pojawił się w moich myślach obraz meduzy. Spróbuj sobie wyobrazić meduzę [Tarja znów śpiewa] – możesz? Historia przyszła natychmiast. Czasem piosenka potrzebuje czasu, zanim powie ci, o czym ma być. Pierwsza przychodzi mi do głowy melodia, dopiero później tekst. W większości przypadków mam już w myślach jakiś temat, ale przy Medusa było inaczej. To duet. Napisałam ją dla dwóch wokalistów i w końcu udało się ją tak nagrać. Zaśpiewałam ją z mężczyzną, z którym chciałam – jestem wielką fanką Justina Fursten-felda z amerykańskiej grupy Blue October. Ma bardzo głęboki, ciepły i emocjonalny głos. Brzmi świetnie w Me-dusa. Tą piosenkę nagraliśmy kilka dni temu.

Przeniesiesz te obrazy do wideoklipu? A może filmu pełnometrażowego?Bardzo chciałabym napisać ścieżkę dźwiękową do filmu – obrazu, który już istnieje. Byłoby to dla mnie wyzwanie, ale chciałabym się go podjąć. Marzę też o tym, żeby ktoś wykorzystał jeden z moich utworów w swoim filmie. Od-kąd rozpoczęłam karierę solową, pracowałam z ludźmi, którzy tworzą do filmu: aranżerami, instrumentatorami, kompozytorami. Mam nadzieję, że kiedyś tak się stanie.

Słyszałam już, jak śpiewasz po angielsku, fińsku, nie-miecku i włosku. A w ilu językach potrafisz mówić?Umiem porozumiewać się w pięciu językach, chociaż w żadnym idealnie, nawet po fińsku [śmiech]. Mówię po hiszpańsku, angielsku, szwedzku, fińsku i niemiecku.

To który język jest twoim językiem miłości, w jakim porozumiewasz się z mężem?To dwa języki: angielski i hiszpański. Kiedy jesteśmy w Argentynie – a tam jest nasz dom – mówimy po hisz-pańsku. Nie musimy wtedy przeskakiwać ciągle z języka na język, gdy rozmawiamy z innymi osobami. Kiedy wy-jeżdżamy za granicę, mówimy po angielsku. To język, w

którym rozpoczął się nasz związek i jest mi w nim łatwiej rozmawiać niż po hiszpańsku. Ale i tak staram się, jak mogę najwięcej, mówić po hiszpańsku, nawet wiedząc, że robię wiele błędów. Do naszej córki mówię jedynie po fińsku, mój mąż mówi do niej po hiszpańsku, a kiedy je-steśmy razem, to po angielsku. Mam nadzieję, że będzie znała trzy języki.

Szczęściara!O, tak! Chciałabym mieć jako dziecko taką możliwość. Byłoby niesamowicie.

Jesteś bardziej argentyńską mamą i żoną czy fińską?Jestem fińską mamą i tak samo będę fińską żoną, ale nie-co bardziej otwartą. Kultura argentyńska nauczyła mnie bycia otwartą, rozmawiania z mężem i innymi osobami o trudnych sprawach i problemach. Moja rodzina – mama i tata – kiedy się pokłócili, siedzieli potem cicho. Potrafili nie rozmawiać ze sobą przez dwa czy trzy tygodnie. Coś takiego nie miałoby miejsca w Argentynie. Jeśli jest ja-kiś problem, rozwiązuje się go tu i teraz. Nie walczy się, ale rozmawia. To jest coś ogromnie ważnego, czego na-uczyłam się w Argentynie. W tej kulturze również aspekt rodziny jest bardzo ważny. Rodzina spotyka się co week-end, na przykład na grilla. Wszyscy przychodzą, jedzą i miło spędzają razem czas. Bardzo mi się to podoba.Jeśli chodzi o wychowanie mojego dziecka – tu jestem twarda. Ta postawa wynika z fińskiej kultury. Oczywiście wprowadza to humor do naszego związku – mój mąż ciągle się ze mną drażni. Kiedy mówię naszej córce: „nie rób tego”, on podchodzi do niej i jej pozwala.

Tarja, to nie jest argentyńskie zachowanie – wszyscy tatusiowie tak robią!Tak, wiem! Mam nadzieję, że tak tylko pogrywa ze mną.

A teraz, droga damo, wiem, że lubisz robić zakupy…Oooooohhhhh…

Masz swoje ulubione miejsce na zakupy?Chciałabym móc pójść na zakupy tutaj, w Warszawie – ni-gdy do tej pory mi się to nie udało! Przyjechałam wczoraj i ciągle udzielam wywiadów. Wyobrażasz sobie, że nigdy nie zwiedziłam tego miasta? Generalnie lubię być na ze-wnątrz. Nie przepadam za centrami handlowymi, wolę pochodzić po butikach, zatrzymać się na kawę czy kieli-szek wina. Bardzo to lubię, ale niestety nie zawsze mam czas. Dobrze robi mi się zakupy w towarzystwie mojej przyjaciółki lub mojego męża. On jest niesamowity, na-wet na zakupach! Wiesz, co zdarzyło się wczoraj? Udzie-lałam wywiadów, a on poszedł z naszą córeczką kupić jej pieluchy i takie różne drobiazgi. Wracam do pokoju, a on pokazuje mi nową parę butów dla mnie!

Idealny facet!Tak! Powiedział: „kiedy je zobaczyłem, od razu wiedzia-łem, że muszą być twoje”. Jest niesamowity pod tym względem. Jest dla mnie taki dobry. Jestem szczęściarą.

Page 14: Rock Axxess no. 17

I AM SO LUCKY

tarjaturunen

rock talk

Page 15: Rock Axxess no. 17
Page 16: Rock Axxess no. 17

14

TARJA – ONCE YOU FALL IN LOVE WITH HER, IT’S FOREVER. ONE DAY MY LITTLE DAUGHTER, WHO TRIES TO IMITATE HER, WAS SINGING AND SUDDENLY BROKE DOWN IN TEARS. WHEN I FINALLY MANAGED TO CALM HER DOWN, I GOT TO KNOW WHY: “I CAN’T SING LIKE TARJA!”, SHE SAID. I SHOULD HAVE TOLD HER THAT NO ONE CAN,

BUT SOMETIMES YOU HAVE TO GIVE YOUR CHILD SOME HOPE – “YOU’LL LEARN.” SHE SAID, “NO, MY MOUTH’S TOO SMALL.” TARJA WAS CHARMED BY MY DAUGHTER, WHO WAS SITTING PATIENTLY, WAITING FOR THE INTERVIEW TO END SO THAT SHE COULD SAY “I LOVE YOU” TO TARJA. AND WE WERE CHARMED BY HER VOICE, NEW ALBUM

AND… HER HUSBAND.

karolina karbownikphotography: krzysztof zatycki

You look so perfect after your pregnancy. Did you put a lot of work to get your body in the right shape?After my child was born in the end of July, I had like three months to get back in shape. I had Christmas Tour in De-cember and I was singing a lot more than ever before with my singing teacher. Having baby, I felt like every-thing was coming to me much easier. I was not so tense anymore. I also was more singing wise. My voice worked very fine. And after that concert tour, I was so busy that I wasn’t able to take care of myself, in sense of physical condition. I’ve been travelling with my baby and my hus-band since March – we are still on the same journey! We-’re going back home in July. I really look forward to start exercises again. I need to swim and train more before our rock tour which starts in October. If I don’t get in the right shape, it will be very difficult for me.

Also for your voice? You are a proof that a big voice – your vocal force – doesn’t come from a big body. No, not necessarily. This is the old-fashioned way of thin-king. In the old times, people thought that a big voice must come from a big body. It was very fashionable in opera to see a big person on a stage singing with a big

voice. Such a person looked good and powerful. That was the image of the opera. Nowadays, there are many opera singers who are chosen because of their pretty na-tural and normal look.

Would you see yourself on an opera stage?I’m not an opera singer.

Metalheads see opera singer in you…Lyrical singer yes but an opera singer? It’s different from what I’m doing.

What is the difference?Well… I was educated in a different way. I was educated more to the German “lied seit”. So opera, of course, was a part of my education and I got to sing opera arias. But I don’t feel like an opera singer. I don’t have that kind of powerful voice…

Say what?Oh, come on! [laughs]I still don’t feel ready to sing like that. It would take a re-ally long time and hard work to be able to sing an opera

Page 17: Rock Axxess no. 17

15

role. It could happen but not yet.

What role would you like to play the most?I would like to sing a lyrical soprano like Pamina from Mozart’s Magic Flute.

I’ve heard that classical singers are so well trained that they can even stand on their head and sing. A few days ago I was filming a new music video for my single Victim of Ritual. I was changing my clothes, and my make-up artist Heidi, who has been working with me since 1998, said “no one has that belly! You have an incredible belly and you have always such a beautiful stomach!”. I was like “what?”. And she said, “you have it because you are a singer”. It’s because I’ve been wor-king so much. I’m not doing push-ups, no. I do all the ups because it makes me elastic. I need to feel my body when I sing. Singing itself also has given me this good condition. You see me running on the stage and doing many different things. I need to be comfortable with it and I can’t get breathless. I have to breath correctly all the time. I never run out of my breath. This is because of a long, long training.

You do classical performances. Are your teachers proud of you? Do they say anything? Finally they can see Tarja not doing “useless” metal!They are very proud. I’ve been very lucky to find really good singing teachers. They also created my personality and affected me in many aspects. I’ve never been taking singing lessons from a man. All my teachers were wo-men: mezzo-sopranos and sopranos. They were all a very important part of my life. I’m still in touch with my first teacher ever – the one from my high school. Not such a long time ago, she sent me a text message saying that she couldn’t get to see my concert but she was so pro-ud of me. I was her first student at that time getting the highest points in the conservatory. And after that she gained more respect from other teachers. At that point I am also very proud of them. I love them dearly.

What took my particular attention on your new al-bum Colours in the Dark is the wide range of different sounds and sound effects that allow your music to be heard in many dimensions. What does the process of arranging music look like? Do you have ideas what should a song sound like before recording it?Many times I know where I want to take the particular song or who I want to use to record the song. When it co-mes to my musicians, sometimes I have two bass players or two guitar players and I know already that one song should be played by Doug Wimbish because it has his mood and style while the other one would be played by Kevin Chown because he is a more straightforward bass player. When it comes to detailing like, for example, ef-fects like crystals in the song called Lucid Dreamer – I felt that it needed something spooky. I was like, “could so-mebody play anything like this?”. Then I found this ama-

Page 18: Rock Axxess no. 17

16

Page 19: Rock Axxess no. 17

17

zing artist who plays with symphonic orchestras – Tho-mas Bloch, an artist who plays with glass instruments. One of them is called glass harmonica and the other one is called Cristal Baschet. I contacted him and there he is. So some of the things are coming during the whole pro-cess of recording and arranging. The production itself takes a long time and I also take my time. I started recording the album during the tour last year. And in the beginning of this year, I started detailing and adding those extra things that were missing. Mixing process was done by Tim Palmer – he was really amazing! He mixed the whole album. There was a lot of material to be mixed because I wanted everything that had been re-corded to be heard. It was a challenge to put them all and make them sound not only just like a wall of sound that hits your face. That would be too much noise, you would be tired of listening to it. Also my voice has a lot of space.

Yes, you don’t save it!Yes, it’s very dynamic and has a lot of range [Tarja de-monstrates the incredible ability of her voice].

Sometimes we can hear it somewhere far – in the background – then it comes closer…Yes. I love working on production. I love the whole pro-cess but it takes a long, long time.

Do you have to encourage and push your team to work so long and develop the whole thing? Now it comes a lot easier to work with everybody. In my band – I’m talking about the band even though they are all session musicians – finally it is so easy to work. It came after all those years of recording, rehearsing and touring together. We speak the same musical language. Guitar players, bass players and the drummer, Mike Terrana –

they all know what I like and what I don’t. It makes things easier.

Mike Terrana is not only talented but also funny. I en-joy watching him. How did you guys hook up toge-ther and find common language?We met in 1998. He was touring with Rage for the first time in Europe and I was with Nightwish, also for the first time in Europe. Nightwish was a supporting act for Rage. We didn’t talk too much but, of course, we met many ti-mes. Almost every night I sneaked somehow behind all the people and I was watching the way Mike was play-ing. I loved it. He was very explosive and very dramatic but also very musical. When I started my solo career, he was the first drummer I had in my mind. My husband called Mike and Mike said “yes” immediately. He didn’t think twice. It’s been wonderful ever since. We’ve been growing up together. We are really good friends who keep in touch also outside our business.

During this time you were growing up together, he must have learned all your classical music needs, I believe…Yes. That was new for him. It is wonderful to see how he has made his art grow, too.

What about all the manners that classical perfor-mances require? I mean you guys always know who-se hand to shake, who to introduce first and so on. Wasn’t it confusing for a born-rocker?It’s been a learning process for him. He had some do-ubts in the beginning, before our first concerts. He didn’t know how it would work. I told him not to worry, that all would go fine. I had to tell it to him several times. Mike needs that kind of encouragement. I know I have much

Page 20: Rock Axxess no. 17

18

more experience in classical performances than he does. For me also it is wonderful to see the way classical or-chestras work with me. Probably they work differently with me than with other singers. One time the first violin player came to me after the concert and said, “thank you for the freedom that you gave us”. Exactly in these words. “The atmosphere you created was so wonderful that we felt appreciation coming from you”. It was very nice. I’m always trying to play a bit with orchestra, I look at them. They are a part of the performance. It is not only a voca-list who is a star. Everybody on stage works equally.

There are many orchestras you play with – you chan-ge it almost every night. Is it easy to give them that freedom? You don’t know them.Usually we have three days of rehearsals and after that a show. It comes easy to trust them. I’ve been very well received by these orchestras. All the people were very talented. The conductors were amazing. They are in the major roles. If the conductor wasn’t able to handle whole range of music that is played during the concert, then it would be difficult.

Are there any sounds in music that you cannot stand?Sounds that I cannot stand? Hmm… I cannot stand any

music when I go to bed and I hear any beats or whate-ver. I am very sensitive when it comes to sleeping and I get nervous easily when I don’t get enough rest. When I need it, no matter what music it is, I can’t stand it. I can’t just close my eyes and forget about the noise. The op-posite is with any nature sound that is relaxing to me. Especially the ocean. I always seek for it. This sound is relaxing.

Do you live close to an ocean?We live next to the river which is actually 50 kilometers wide. So it doesn’t look like a river but it is – it has sweet water. In the very clear days you can see Uruguay. In that sense ocean is very far from us, we have to travel 300 or 400 kilometers to be by the ocean.

I think your new album could serve well as a film so-undtrack. Do films inspire you?It’s very nice that you mentioned this. They are my huge inspiration. Every time I write music I have very strong images in my mind. I always have very strong idea for a song. Funny though – the song Medusa that is the last song on the new album, was written by me and Bart Hendrix who is a film music composer from Los Ange-les. Bart was also on my last record for the song Crimson

Page 21: Rock Axxess no. 17

Deep. He has both metal and symphonic sides very clear because of rock music background. It was very easy to work with him – he is a very talented man. I didn’t have a story for Medusa in my mind. The music was done and I was doing some vocal harmonies for the background [Tarja sings] when suddenly a very strong image came to my mind of a medusa – can you imagine medusa when I’m singing it [Tarja sings again]? And the story came im-mediately. However, sometimes it requires a lot of time before a song tells you what it should be about. It is the music which comes to me first and then the lyrics. So-metimes, in the majority of times, I have the meaning of a song already but not for Medusa. Medusa is a duet song. It was written for two singers and finally it happe-ned that it became so. I sang it with a man that I wanted to have for this song. I’ve been a huge fan of a singer called Justin Furstenfeld from an American band Blue October. He has a very deep, warm and emotional voice. And it sounds perfect on Medusa. We recorded it a few days ago.

Will you transfer these images to a video clip? Or a full-length film?I would love to write a score for a film – to write music for a picture that already exists. It would be a challenge but

I would like to take it. It is also my dream that somebo-dy takes one of my songs to illustrate their movie. Since my solo carrier started, I have been working with people who also work for films: they are arrangers, orchestra-tors, composers. Hopefully one day it could happen.

I heard you singing in English, Finnish, German and Italian. How many languages can you speak?Speaking wise – five. None of them perfect, even Finnish [laughs]. I speak Spanish, English, Swedish, Finnish and German.

Which one is your language of love in which you communicate with your husband?Both: English and Spanish. When we are in Argentina – that is where our home is – we speak Spanish. We don’t have to change language all the time when we speak with other people. When we are abroad we speak En-glish, the language we started our relationship with. It is much easier for me than Spanish. However, I’m trying to communicate more and more in Spanish, even with all the mistakes I make. With our daughter I speak in Finnish and only Finnish, my husband speaks in Spanish and we both speak in English. So hopefully she will speak three languages.

19

Page 22: Rock Axxess no. 17

What a lucky girl!Yes. I would love to have that myself when I was a child. It would be amazing.

Are you more Argentinean mom and wife or Finnish?I am a Finnish mother and I would be a Finnish wife as well but a little bit more open-minded. I think that Ar-gentinean culture has affected me when it comes to open-mindedness. I have definitely learned to speak about difficult subjects and issues with my husband or with anybody else. My family – my mother and father – when they were fighting, afterwards they were quiet. They could not speak to each other for two or three we-eks. It could never happen in Argentina where, if there is a problem or anything that has to be solved, it will be so-lved, right here and right now. There is no fight, it’s only discussion. It is perfect. I feel like I have really learned enormously in this aspect from this culture. In Argentina the family is a big thing. There are big parties – family meets for a barbeque every weekend. Everybody’s co-ming, everybody’s eating and having fun. I really enjoy these things. When it comes to teaching my child – I’m a very tough person. I think that toughness comes from Finnish cul-ture. It also brings a lot of fun to my marriage – my hus-band is teasing me all the time. If I tell our daughter “do-n’t do that”, he comes to her and lets her do it.

Oh Tarja, it’s not an Argentinean thing – it’s daddy’s thing! [laughs] Yes, I know! Hopefully he is just playing with me.

Now, my lady, I know you like shopping…Ooooohhhh….

So – what is your favorite place to shop?I would love to be able to shop here in Warsaw, I’ve ne-ver done that! I arrived yesterday and I’m doing all those interviews. Do you know that I have never seen this city? I generally love being outside. I don’t like shopping in malls as much as outside – going to many different bo-utiques, stopping to have a coffee or a glass of wine. I really enjoy it that way but rarely I have enough time. I like the company of my friend and also of my husband. He is amazing when it comes to shopping! Do you know what happened yesterday? I was doing the interviews and he went out with our daughter to buy her diapers and stuff like that. I came back to our room and I see he had bought me a pair of shoes!

What a perfect man!Yes! He said, “I saw them and I thought that they had to be for you!”. He is unbelievable when it comes to that! He is so good to me. I am so lucky.

20

Page 23: Rock Axxess no. 17

OD 20.09.2013!

OD 27.09.2013!

Angielscy post punkowi wizjonerzy z New Model Army prezentują nowy studyjny album “Between Dog And Wolf”. Wielowymiarowa

płyta z niesamowitym klimatem. Mix płyty: Joe Barresi (Tool, Queens Of The Stone Age, Soundgarden).

Dostępne jako CD hardcover book oraz podwójny vinyl od 20.09.2013.

New MoDel ArMy live 2013: 06.10. B90 - Gdansk · 08.10. Klub Proxima- Warsaw

09.10. Kwadrat- Krakow · 10.10. Alibi - Wroclaw

TArjA – ColoUrS iN THe DArK ToUr 201409.11. Klub Studio- Kraków · 10.11. Łódź- Klub Wytwórnia12.11. Mega Club - Katowice · 13.11. Palladium - Warsaw

»Colours in The Dark« dostępny w 4 formatach z 4 okładkami oraz w wersji elektronicznej.(Standard Edition, Special Edition Hardcover book, LTD Edition Boxset i 2LP)

30.08.2013 www.tar ja - colours inthedark .com

proudlypresents

AN ACOUSTIC

LIVE IN LONDONPierwszy akustyczny wystęP

Skunk Anansie zarejestrowany w londyńskim Cadogan Hall 15.04.2013. Tego wieczoru nowym światłem rozbłysły klasyki zespołu ze wszystkich

pięciu studyjnych płyt, takie jak “Brazen (weep)”, “Hedonism”, “weak” i wiele innych.

Dostępne jako CD+DvD digipak oraz Blu-raywww.skunkanansie.net

www.ear-music.net | Facebook: earmusicofficial | Youtube: earmusicofficial | Twitter @earmusicedel

Gdy rossi, Parfitt, lancaster i Coghlan postanowili zagrać 9 koncertów w Anglii w marcu tego roku, reakcja fanów była

fantastyczna. Teraz zespół prezentuje najlepsze momenty “Frantic Four reunion” 2013 UK Tour” na pięciu różnych formatach.

2CD: (Live at Hammersmith), Blu ray+2CD, DvD+2CD (BR/CD Live at Wembley, 2CD Live at Hammersmith), 2 vinyle (Live at Glasgow),

Boxset/earBooK (Blu-Ray, DVD, 2CD oraz mnóstwo bonusówl)

www.statusquo.co.uk

www.newmodelarmy.org

27.09.13!27.09.13!

Nowy studyjny album łączący świeże brzmienia i klimaty oraz ciężar i mrok, który zadowoli najbardziej wybrednych fanów!

Kolejny kamień milowy symfonicznego heavy rocka wyprodukowany przez Tima Palmera (Pearl Jam, U2)!

Page 24: Rock Axxess no. 17

rock

meamadeus

rock ACCESS

Page 25: Rock Axxess no. 17
Page 26: Rock Axxess no. 17

24

W świadomości przeciętnego headbangera do fil-harmonii można pójść co najwyżej na ciekawy koncert... rockowy.

Wariaci, furiaci, geniusze, celebryci!

W XVI wieku w słonecznej Italii żył sobie Gesualdo da Venosa. Książę, kompozytor, człek bardzo ustosunkowa-ny. Muzyczny geniusz i potwór, przy którego wyczynach skandale wywoływane przez Ozzy’ego Osbourne’a wy-dają się tylko dziecięcą igraszką. Naprawdę! A czy wiecie, że Fryderyk Chopin był pierwszym w historii endorserem sprzętu muzycznego? Grał tylko na fortepianach marki Pleyel. Damy z towarzystwa mdlały z ekstazy podczas koncertów chorowitego Fryderyka. Gdyby żył dzisiaj, jego życie osobiste i erotyczne trafiłoby na łamy tablo-

idów. Niccolò Paganiniego posądzano o konszachty z Rogatym (bo przecież normalny człowiek nie może tak grać na skrzypcach). Beethoven w ogóle był furiatem, w dodatku głuchym. Ba! Podczas prawykonań oper, kon-certów i innych dzieł muzycznych zdarzały się bójki. Je-den czy drugi meloman zarobił kosę. Na pięści o honor walczyli fani i muzycy. A jeśli publiczności nie podobał się utwór, to zawsze na podorędziu były zgniłe jaja, po-midory i kamienie. Nieco bardziej kulturalna publiczność swe niezadowolenie wyrażała gwizdami, śmiechem lub po prostu „głosowała nogami”, wychodząc z koncertu. Jak zresztą dzisiaj. Wokół muzyków krążyły groupies. Taki chociażby popularny kastrat Farinelli miał wiele odda-nych fanek. Ponoć jego boski głos doprowadzał je do... sami wiecie, czego. Mozart odbrązowiony w filmie Milo-ša Formana Amadeusz jawi nam się jako lekko zwariowa-

AGNIESZKA LENczewskafoto: materiały prasowe / krzysztof zatycki

- Byłem na koncercie w filharmonii!

- Ty w filharmonii? Nie wierzę!

- Tak! Koncert był znakomity!

- Świetnie! Cieszę się, a kto zagrał?

- Porcupine Tree...

Page 27: Rock Axxess no. 17

Z bardzo dobrym wyczuciem poprowadzono orkiestrę podczas wspólnego koncertu z wirtuozami progmeta-lowego Dream Theater. Dokumentujące koncert w no-wojorskim Radio City Music Hall wydawnictwo Score jest jednym z najlepszych albumów koncertowych ostatnich kilkunastu lat. Muzycy coraz częściej wyruszają w trasę koncertową z orkiestrami. Symfoniczny projekt Serja Tankjana spotkał się z ciepłym przyjęciem. Mike Patton, człowiek o wielkim głosie, muzycznej wrażliwości i ol-brzymim spektrum zainteresowań, współpracuje z Or-kiestrą im. Artura Toscaniniego (projekt Mondo Cane). Wirtuoz gitary Steve Vai, człowiek wszechstronnie wy-kształcony muzycznie, niedawno odwiedził nasz kraj z orkiestrą. Gdybym 10 lat temu zapytała, czy Anathema zagra z filharmonikami, myślę, że wielu z was popukało-by się w czoło. Anathema i smyki? Niemożliwe. A jednak: najnowsze koncertowe wydawnictwo Anglików jest właśnie zapisem bardzo udanego koncertu w teatrze rzymskim w Płowdiw. Orkiestra gra pięknie, muzycy się starają, Lee Douglas wygląda i śpiewa obłędnie, niebo gwiaździste nad publicznością i przepiękna architektura. To wszystko znajdziecie na Universal. Z niedowierzaniem obejrzałam w niemieckiej stacji WDR transmisję z Wac-ken Festival, podczas którego muzykom Dimmu Borgir towarzyszyła orkiestra. Szok? Nie, za to kawał dobrej muzyki. Ulver, zespół nieprzewidywalny, rozsadził wręcz budynek Norweskiej Opery Narodowej. Kilka lat temu Orkiestra Filharmonii Wrocławskiej wystąpiła podczas Przystanku Woodstock. Tak, również instytucje zajmują-ce się kulturą coraz częściej eksplorują rockowo-metalo-wy teren. Jest to z pewnością forma budowania nowej grupy docelowej i jednocześnie edukacja muzyczna. Zakończony niedawno we Wrocławiu festiwal muzyczny Forum Musicum również kieruje się w stronę młodych gniewnych w czarnych T-shirtach. Przystępna forma, jak i również wykorzystanie mody na folkowe brzmienia, wpływ takich filmów, jak Gra o Tron, Władca pierścieni, czy wręcz moda na średniowiecze sprawiły, że podczas koncertów sale pękały w szwach. A najgłośniejsze okrzy-ki pochodziły z gardeł tych młodych gniewnych w czar-nych T-shirtach.

Spotkałam się z głosami muzycznych purystów, że „wy-chodzenie do innej, niewykształconej, publiczności jest zniewagą dla szacownych, wykształconych muzyków”. Absolutnie się z tą tezą nie zgadzam. Należy, wręcz trze-ba, wychodzić do nowej publiczności, edukować ją i za-praszać do twórczej zabawy. Koncert rockowej kapeli z orkiestrą symfoniczną jest wielkim przedsięwzięciem logistycznym, drogim projektem, ale jak widać na opi-sanych powyżej przykładach, warto to ryzyko ponieść.

Zacznij od Bacha!

Zostawmy orkiestry, dyrygentów i partytury. Rockmani bardzo często sięgają po repertuar klasyczny. Prym wio-dą rzecz jasna gitarzyści. Utwory czyjego autorstwa wy-bierają najczęściej? Kim się inspirują?

ny rockowy chłopiec. Geniusz-dziecko. Nieprzypadkowo do roli Ferenca Liszta w filmie Kena Russella Lisztomania wybrano wokalistę The Who, Rogera Daltreya. Rozchwia-nie emocjonalne Gustawa Mahlera, dziwna śmierć Pio-tra Czajkowskiego oraz pieniądze, używki, dziewczyny, chłopcy, seks, przemoc, hazard i gra w odbijanego (skan-daliczny związek Richarda Wagnera z córką Ferenca Lisz-ta, Cosimą) bardzo nas interesują. Zakurzone postaci spadają z piedestału. I może dlatego je lubimy. Są bliżej nas. Tylko o biednym, zapracowanym, obarczonym spo-rą gromadką dzieci Janie Sebastianie Bachu nikt nie chce zrobić filmu. Za to Beethoven na zawsze przyjmie twarz Gary’ego Oldmana.

Zagraj z orkiestrą!

Pierwsze nieśmiałe kroki do połączenia świata rocka z klasyką zrobili The Beatles. Oni zresztą zawsze byli awan-gardą. A to zaprosili kwartet smyczkowy, a to uroczą wiolonczelistkę. Jak wszyscy wiemy, do znacznie inten-sywniejszej współpracy pomiędzy orkiestrą symfoniczną a zespołem rockowym doszło 24 września 1969 roku w londyńskiej Royal Albert Hall. Skomponowane przez nie-żyjącego już klawiszowca Deep Purple, Jona Lorda, trzy-częściowe Concerto for Group and Orchestra zawiera kilka charakterystycznych form muzycznych: concerto grosso, sinfonia concertante oraz koncert dla orkiestry. Statecz-ni Królewscy Filharmonicy z początku byli sceptycznie nastawieni do piątki kudłatych, ubranych w kolorowe wdzianka muzyków, ale lody zostały przełamane. Dyry-gujący orkiestrą Sir Malcolm Arnold pozostał przyjacie-lem Jona Lorda aż do swojej śmieci. Wydawać by się mo-gło, że rozpoczęte przez Deep Purple granie z orkiestrami na dobre zadomowi się w rockowym światku. Nic z tego, musiało minąć kilkadziesiąt lat. Filharmonicy pojawiali się oczywiście na wielu płytach (The Wall), ale renesans roc-kowo-klasycznego grania miał miejsce pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia. Próby z lepszym bądź gorszym skut-kiem trwają do dzisiaj. Muzycy Metalliki też chcieli zagrać koncert na zespół rockowy i orkiestrę. Orkiestra była za-cna (San Francisco Symphony Orchestra), dyrygent rów-nież (Michael Kamen), ale rezultat w postaci wydanego w 1999 roku S&M nie powalał. Wręcz przeciwnie, nie wykorzystano moim zdaniem owego klasycznego po-tencjału zawartego w utworach Metalliki. Orkiestracje są zaledwie poprawne, zachowawcze i bardzo ostrożne. Fil-harmonicy z San Francisco grają rzecz jasna znakomicie, ale dość często wędrują na dźwiękowe mielizny. Szkoda. Zdecydowanie lepiej w tym zestawieniu wypadają wete-rani ze Scorpions. Przy okazji EXPO 2000 odbywającego się w Hanowerze muzycy zespołu wraz z Filharmonika-mi Berlińskimi (Berliner Philharmoniker) zagrali porywa-jący koncert. Synergia pomiędzy orkiestrą a zespołem, świetna praca dyrygenta Christiana Kolonovitsa i, przede wszystkim, znakomite opracowania utworów Scorpions spowodowały, że wydany w grudniu 2000 roku album Moment of Glory stał się niedościgłym wzorem dla innych wykonawców chcących zagrać z orkiestrą.

25

Page 28: Rock Axxess no. 17

25

Page 29: Rock Axxess no. 17

O wpływie muzyki klasycznej na tuzów progresywne-go rocka można napisać dysertację doktorską. Muzycy zerwali z tradycją trzyminutowych piosenek na rzecz długich, często dwudziestominutowych lub dłuższych utworów, składających się z rozbudowanego intro i cody, często wieloczęściowych i opartych na schema-cie suity, sonaty lub innej cyklicznej formy muzycznej. Ambicją rocka progresywnego było wzniesienie muzy-ki rockowej na wyższy poziom artystyczny. Utwory są często złożone i wyrafinowane, a wykonanie cechuje się wirtuozerią. Częste cytaty, adaptacje lub parafrazy dzieł muzyki poważnej były ważnym elementem tego gatun-ku. I tyle w temacie progrocka. Oni (muzycy) naprawdę kochają muzykę poważną.

Do fascynacji twórczością Jana Sebastiana Bacha przy-znawali się wspomniany powyżej Jon Lord, jego kolega z zespołu Ritchie Blackmore, Randy Rhoads czy nieżyją-cy basista Metalliki Cliff Burton. Znajomy muzykolog po wysłuchaniu Master of Puppets stwierdził, że Sztuka Fugi (Die Kunst der Fuge) autorstwa kantora z Lipska musiała mieć wpływ na muzyczną formę kompozycji zawartych na opus magnum Metalliki (te utwory są tak naprawdę... barokowe w formie). Burton w wywiadach określał inter-pretacje organowe Glenna Goulda Sztuki Fugi (ostatnie-go, magicznego, niedokończonego zbioru Bacha) jako przełomowe. Lubiany jest też Ludwig van Beethoven. Lepsze i gorsze interpretacje Ody do radości radośnie płyną z głośników. Głuchym z Wiednia nie pogardzili również muzycy Depeche Mode. Alan Wilder, klasycz-nie wykształcony pianista i były członek zespołu zagrał, całkiem nieźle, Sonatę Księżycową. A motyw z V Symfonii bardzo często pojawia się jako gitarowy riff (tatata-taa! Tatata-taa!). Również twórczość Fryderyka Chopina jest bardzo chętnie grana przez rockmanów. Jordan Rudess, klawiszowiec Dream Theater, nie boi się ani Etiudy c-

-moll op. 10 nr 12 (Rewolucyjna), ani mazurków. Nie jest mu obcy cholernie wymagający i wyczerpujący III Kon-cert Fortepianowy Sergiusza Rachmaninowa. Znakomity warsztat pianistyczny Rudess szlifował w nowojorskiej Juilliard School of Music. Świetną inicjatywą popularyzu-jącą twórczość Fryderyka Chopina było przedsięwzięcie Rock Loves Chopin. Tuzom polskiego rocka (Jan Boryse-wicz, Grzegorz Markowski, Wojtek Pilichowski) towarzy-szył pianista Janusz Olejniczak. Niejeden headbanger zamiótł włosami przy Polonezie As-dur op. 53 (Heroicz-nym), czy Walcu Es-dur op. 10 nr 1 (Grande Valse Brillante). Muzycy Emerson, Lake and Palmer na nowo odczytali Obrazki z Wystawy Modesta Mussorgskiego. Tori Amos na płytę Night of Hunters, wydaną przez specjalizującą się w muzyce klasycznej wytwórnię Deutsche Gram-mophon, przygotowała 14 kompozycji będących waria-cjami na tematy klasycznych kompozytorów, takich jak Jan Sebastian Bach, Fryderyk Chopin, Eric Satie, Claude Debussy. Rezultat – moim zdaniem dyskusyjny. W Grocie Króla Gór (In the Hall of the Mountain King) Edvarda Grie-ga było już tyle razy wykonywane, pastiszowane, para-frazowane przez tak wielu artystów, że dzieło Norwega zyskało miano rockowego klasyka. Grają je niemalże wszyscy (od Rainbow przez Yngwie’ego Malmsteena, Electric Light Orchestra, Ricka Wakemana, Savatage aż po Apollo 440). Za Kaprys nr 5 szatańskiego Paganinie-go czy Lot Trzmiela Rimskiego-Korsakowa biorą się naj-szybsi gitarzyści. Wspomniany przeze mnie szwedzki wirtuoz gitarowy Yngwie Malmsteen stworzył odmianę heavy metalu neoklasycznego o indywidualnym rysie, nadanym poprzez wykorzystanie barokowej harmonii i ekspresyjny styl gry na gitarze. Był kolejnym po Edwar-dzie Van Halenie gitarzystą, który dokonał wyraźnego przełomu w technice gry. Charakterystyczne cechy sty-lu Malmsteena to szybkie przebiegi oraz pasaże i ich sekwencje, do których wykonywania inspiracją były ka-

27

Page 30: Rock Axxess no. 17

28

Page 31: Rock Axxess no. 17

29

prysy o charakterze popisowym Paganiniego. Gitarzysta połączył rockowo-metalowe brzmienie ze stylem kom-pozytorskim Paganiniego oraz Bacha, kreując właści-wie nowy gatunek muzyczny, neoklasyczny rock/metal. Jego utwory mają skomplikowaną budowę, wzorowaną na dziełach kompozytorów muzyki poważnej, czasem, choć rzadko, z wplecionymi całymi motywami. W swoich kompozycjach używa on najczęściej skali molowej har-monicznej i eolskiej (naturalnej) oraz frygijskiej. Szwed w swoich poszukiwaniach idealnej muzycznej formy po-szedł jeszcze dalej. Skomponował koncert, wzorowany na muzyce poważnej, w którym instrumentem solowym była gitara elektryczna. W lutym 1998 roku ukazał się al-bum Concerto Suite for Electric Guitar and Orchestra in Eb Minor Op. 1. Mówiąc szczerze – kompozycja jest marna, orkiestracja przeciętna, a wykonanie bardzo dobre pod względem technicznym.

Zagram na lutni pieśń miłosną o pani niebiańskiej urody...

Wszystkich przebił jednak Sting. Artysta, który nie musi udowadniać niczego i nikomu. Gwiazda. Ikona. Symbol. Muzyk kompletny, wrażliwy (i, jak wielu rockmanów, grający również z orkiestrami, a także śpiewający z Pa-varottim). Postanowił przybliżyć rockowej publiczności renesansowe pieśni Johna Dowlanda. Urocze utwory angielskiego mistrza łączą w sobie nastrój angielskiej melancholii z typowo kontynentalną formą (rytmika tak-towa, periodyczne rozczłonkowanie utworu), którą Do-wland jako pierwszy wprowadził do muzyki angielskiej. Wydany pod szyldem Deutsche Grammophon album Songs from the Labyrinth był najlepiej w historii sprze-dającą się płytą niemieckiej wytwórni. Pomysł chwycił! Krytycy byli podzieleni, fani – zachwyceni. Umówmy się: Sting wybitnym lutnistą nie jest, ale to właśnie dzięki niemu renesansowa aura angielskiego dworu trafiła pod strzechy. Jest w tym wielka zasługa samego Stinga, jak i towarzyszącego mu znakomitego lutnisty Edina Kara-mazova. Zupełnie inne podejście do tematu mieli muzy-cy polskiego Amaryllis. Zespół-hybryda, który w niezwy-kły sposób łączył dźwięki średniowiecza z ekspresją XXI wieku, teorbę i lutnię z gitarami Mayones, łacińskie la-mentacje ze współczesnym przesłaniem, kobiecy lirycz-ny śpiew z męskim rockowym brzmieniem. Swoistym kuriozum była wydana w 1999 roku płyta Vivaldi the Me-eting, w której powstawaniu uczestniczył były perkusista Slayer – Dave Lombardo. To zderzenie muzyki barokowej z rockowym duchem zaowocowało stworzeniem bardzo lekkiej i ciepłej w odbiorze muzyki.

Śmiej się pajacu, choć bolejesz niezmiernie...

Nie każdy wokalista i nie każda wokalistka weźmie na klatę utwór operowy. Nie każdy jest mistrzem bel canto. Są jednak w historii rocka przykłady osób, które z pew-

nością poradziłyby sobie na operowej scenie (może nie od razu w Covent Garden czy La Scali). Freddie Mercury, nieodżałowanej pamięci wokalista Queen, swoją miłość do opery manifestował wielokrotnie. Operowa wstawka w Bohemian Rhapsody, cytat z Pajaców Ruggiera Leonca-valla w utworze It’s a Hard Life czy wreszcie album Barce-lona nagrany z operową divą Montserrat Caballé świad-czą o wielkim umiłowaniu tej wywodzącej się z Włoch formy muzycznej. Mike Patton – wokalny kameleon – równie często jak Mercury odwołuje się do operowych wzorców. Wokalistki fińskiego Nightwish, Tarja Turunen (była) i Floor Jansen (obecna), mają w swoim repertuarze również arie operowe. Floor odnajduje się w reperturze Pucciniego (chociażby Aria O Mio Babbino Caro z opery Gianni Schicchi). Turunen w ramach projektu Beauty and the Beat przybliża rockowej, i nie tylko rockowej, pu-bliczności klasyczne standardy. Anneke van Giersbergen (ex-The Gathering) do swojego repertuaru dorzuca cho-ciażby Lament Dydony (Dido’s Lament) z opery Henry’ego Purcella Dydona i Eneasz.

Patrząc od strony pulpitu dyrygenta...

Od czasu do czasu „klasyczni” lubią sobie zagrać rocko-wy kawałek. Skrzypek Nigel Kennedy, wirtuoz o niekon-wencjonalnym stylu bycia, utwory Hendrixa i The Do-ors zna na pamięć. W jednej ręce trzyma puszkę piwa, w drugiej – bezcenne skrzypce Stradivariego. Rockman pełną gębą. Zagra też podczas londyńskich Promsów z Jeffem Beckiem. Gość najbliższej, 48. już, edycji festiwalu Wratislavia Cantans, znakomity wiolonczelista Giovanni Sollima, w swoim repertuarze ma przyjmowane z entu-zjazmem utwory Nirvany.

Skoro o wiolonczelistach mowa, trzeba i warto wspo-mnieć o Apocalyptice, kwartecie fińskich wioloncze-listów. W 1996 roku Apocalyptica zarejestrowała swój pierwszy krążek zatytułowany Plays Metallica by Four Cel-los, na którym znalazły się wyłącznie autorskie opraco-wania utworów Metalliki. Album ten pozwolił zespołowi zaistnieć w świadomości fanów muzyki heavymetalowej oraz zapoczątkował udaną karierę międzynarodową zespołu, która trwa do dziś. Utwory Pink Floyd, The Be-atles grane są chętnie podczas londyńskich Promsów. W naszym kraju młodzi muzycy z Sinfonietta Consonus wzięli na warsztat utwory Dream Theater i dokonali ich transkrypcji na orkiestrę symfoniczną (album Sympho-nic Theater Of Dreams: A Symphonic Tribute To Dream Theater). Projekt spotkał się z zainteresowaniem samych muzyków Teatru Marzeń. Klawiszowiec zespołu, Jordan Rudess przyjedzie do Polski, by z orkiestrą nagrać mate-riał na drugą płytę.

I można tak pisać i pisać. Czy tego chcemy, czy nie, spu-ściznę naszych muzycznych przodków znajdziemy za-równo w gitarowym riffie, jak i muzycznej formie rocko-wego utworu.

Page 32: Rock Axxess no. 17

rock

meamadeus

rock ACCESS

Page 33: Rock Axxess no. 17

31

Page 34: Rock Axxess no. 17

- I was at a gig in a concert hall!

- You? In a concert hall? Can’t believe it.

- Yes! It was great!

- I’m happy for you. Who played?

- Porcupine Tree…

agnieszka lenczewska, translation: jakub „bizon” michalskiphotography: press / krzysztof zatycki

Page 35: Rock Axxess no. 17

According to any average headbanger, the only thing worth checking out at a philharmonic con-cert hall is… a rock gig.

Lunatics, madmen, geniuses, celebrities!

In the sunny 16th century Italy there was a man called Gesualdo da Venosa. A prince, a composer… Musical ge-nius and a monster, whose scandalous life makes Ozzy Osbourne look like a boy scout. Really! And did you know that Frédéric Chopin was the world’s first music endorser? He only played on Pleyel grand pianos. Noble dames were fainting when the sickly Frédéric played his instrument. Today, his private and sexual life would pro-bably end up in tabloids. Niccolò Paganini was accused of having secret dealings with the devil himself (for it was supposedly impossible for a normal human being to play the violin so well). Beethoven had a raging tem-per and was deaf at that. What’s more, fights broke out quite often during premiere performances of operas or concertos, often involving knives. Fans and musicians were fistfighting to defend their own honor. And if the audience did not like the musical piece, they used to throw rotten eggs and tomatoes or stones. Those more etiquette-friendly were booing, laughing at the compo-ser or simply walking out in the middle of a performan-ce. Pretty much the same as today. Musicians also had their groupies. Let’s take Farinelli – a popular castrato. He is said to have numerous devoted female fans. It’s been rumored that his divine voice was bringing them to… you know what. Mozart, as portrayed in Miloš Forman’s Amadeus, acts like a somewhat crazy rocker. A truly bril-liant child. It’s not really surprising that in Ken Russell’s Lisztomania, Franz Liszt was played by The Who lead singer, Roger Daltrey. We’re still fascinated by Gustav Mahler’s emotional instability, Peter Tchaikovsky’s stran-ge death, the cases of substance abuse, girls, boys, sex, violence, gambling or revenge (a scandalous affair be-tween Richard Wagner and Franz Liszt’s daughter, Cosi-ma). Once they’re knocked off their pedestal, they seem closer to us. Maybe that’s why we tend to like them. Only the poor Johann Sebastian Bach, surrounded by a not so small group of his own children, still doesn’t have a film about himself. Meanwhile, Beethoven will always have the face of Gary Oldman.

Play with the orchestra!

First attempts, though cautious, to mix classical music with rock were made by The Beatles. No wonder, they’ve always been avant-garde. They were not afraid to invite a string quartet or a lovely cellist for their recording ses-sions. A much bigger collaboration between a sympho-

nic orchestra and a rock band took place on 24 Septem-ber 1969 in London’s Royal Albert Hall. A three part piece called Concerto for Group and Orchestra – composed by Deep Purple keyboard player, the late Jon Lord – inclu-ded some characteristic musical formats – concerto gros-so, sinfonia concertante and a concert for an orchestra. The staid classical musicians were at first a bit skeptical about their collaboration with five hairy, colorful rock musicians, but the ice was quickly broken. Sir Malcolm Arnold, who conducted the orchestra, remained Jon Lor-d’s friend until his death. It seemed like the idea started by Deep Purple would soon become popular among rock artists but it took many decades. Of course classi-cal musicians appeared on numerous albums (including The Wall) but the idea truly came back to life in late 90s. And it’s still popular, though not all collaborations went well. Metallica wanted to play a half-rock/half-orchestral show. The orchestra was well respected (San Francisco Symphony Orchestra), as was the conductor (Michael Kamen), but the outcome released in 1999 on the S&M album was not that great. In my opinion, the classical potential that lies in some of Metallica’s songs was not fully explored. The orchestral parts are very safe and al-though the musicians play tremendously well, it’s not really inspiring. What a shame. German rock veterans Scorpions did much better. They played a brilliant show during EXPO 2000 in Hannover, aided by the Berliner Philharmoniker. The synergy of the orchestra and the band, great work by the conductor – Christian Kolono-vits – and, most importantly, great arrangements of the group’s songs make the Moment of Glory album that was released in 2000 a perfect example for all bands who wo-uld like to try playing with an orchestra.

It also went down well when an orchestra was invited to play with the prog metal gods Dream Theater. The show recorded in New York’s Radio City Music Hall and released on CD/DVD entitled Score is one of the best live albums of the 21st century so far.

It even became quite popular to bring the classical musi-cians on tour. Serj Tankian was praised for his symphonic project. Mike Patton – who possesses some big pipes, great musical sensitivity and is interested in a wide spec-trum of areas in music – collaborates with an orchestra in his Mondo Cane project. Guitar virtuoso Steve Vai, a man well educated in the field of music, recently visited Poland with an orchestra. If I had asked 10 years ago whether there was any chance of seeing Anathema with a philharmonic orchestra, you would have probably tho-ught I was crazy. Anathema and strings? Impossible! And yet their newest live album documents a great concert played by the English band in Plovdiv’s Roman amphi-

33

Page 36: Rock Axxess no. 17

34

Page 37: Rock Axxess no. 17

theater. The orchestra plays beautifully, the band does their best, Lee Douglas is stunning and sings amazingly well, the place is fantastic and we can see stars above the audience’s heads. You’ll find all of this on their new re-lease, Universal. I was watching in disbelief when I saw WDR’s broadcast of Wacken Festival with Dimmu Borgir aided by an orchestra. They did great! So did the unpre-dictable Ulver when they raised the roof off Norwegian National Opera. A couple of years ago, Wroclaw’s Phil-harmonic Orchestra performed during Polish Woodstock Festival. Also TV stations that try to popularize art and high culture seem to explore the rock and metal world more bravely recently. It’s surely a way to find a younger target audience and a form of musical education at the same time. The Forum Musicum festival that took place just recently in Wrocław also tries to be attractive for the young audience in black t-shirts. Accessible form and fa-shion for folk music, combined with huge popularity of TV films and shows like The Lord of the Rings and Game of Thrones, resulted in packed venues. And the biggest ap-plause came from those young people dressed in black t-shirts.

I’ve read opinions of the purists that opening up to a different, uneducated audience is an insult to the noble classical musicians. I could not disagree more. It is a ne-cessity to open up to new audiences, to educated those people and invite them to join in the fun. A rock gig with a symphonic orchestra is a big logistic challenge and an expensive one at that. But as the abovementioned exam-ples prove, it’s also worth taking the risk.

Why not Bach?

But let’s leave all the orchestras, conductors and sco-res behind for a second. Rockers often dig in the classic repertoire. Guitar players are obviously the ones most eager to take the risk. Whose compositions do they tend to pick most often? Who are they inspired by?

One could write a PhD thesis on the influence classical music had on the biggest names in progressive rock. Those musicians dropped the scheme of a three-minu-te song in favor of lengthy, often over twenty minute tracks that usually comprise expanded intro and a coda. Those compositions usually include numerous parts and are built like suites, sonatas or other multipart musical pieces. Progressive rock was supposed to lift rock music to another level of artistic proficiency. The compositions are often complex and sophisticated, and of course play-ed with virtuosity. One of the most characteristic featu-res of this genre is quoting or paraphrasing passages from classical music and incorporating them into rock music. These prog rockers really love this classical stuff.

The aforementioned Jon Lord openly admitted that he had been influenced greatly by Johann Sebastian Bach. So had his former bandmate Ritchie Blackmore, Randy Rhoads or the late Metallica bass player Cliff Burton. One musicologist I know said after listening to Master of Puppets that the band’s opus magnum was heavily influ-enced by Bach’s Die Kunst der Fuge (The Art of Fugue). In interviews Burton mentioned that in his opinion, Glenn

35

Page 38: Rock Axxess no. 17

36

Gould’s interpretation of Bach’s unfinished, magical set was groundbreaking. Ludwig van Beethoven is another one generally liked by the rock scene. I could name many better or worse interpretations of Ode to Joy. One of the bands that took a try at his work were Depeche Mode. Their former member, Alan Wilder, is a classically trained pianist so it’s not really surprising that he did quite well with the Moonlight Sonata. The main motif known from the 5th Symphony is often reworked and used as a guitar riff. Another one popular with rockers is Chopin. Dream Theater’s keyboard wizard Jordan Rudess is not afraid of Étude Op. 10, No. 12 in C minor, known as the Revolutio-nary Étude or Chopin’s mazurkas. He’s no stranger to the terribly demanding Piano Concerto No. 3 by Sergei Rach-maninoff. Rudess polished his piano skills in New York’s Juilliard School of Music.

Rock Loves Chopin was a great initiative that popularized Chopin’s work. Big names of Polish rock (including Jan Borysewicz, Grzegorz Markowski and Wojciech Pilichow-ski) were joined by pianist Janusz Olejniczak. I bet many rockers were banging their heads to the Polonaise in A--flat major, Op. 53 (Heroic Polonaise) or the Grande valse brillante in E-flat major, Op. 18. Members of Emerson, Lake and Palmer did their own rendition of Modest Mus-sorgsky’s Pictures at an Exhibition. Tori Amos recorded an album called Night of Hunters released by Deutsche Grammophon – a label specializing in classical music. She presented her variations of 14 compositions origi-nally written by such classical composers as Bach, Cho-pin, Eric Satie and Claude Debussy. The outcome? De-batable, in my opinion. Edvard Grieg’s In the Hall of the Mountain King was played and interpreted by so many rock musicians that it is now considered a true rock clas-sic. It was recorded by almost everyone, from Rainbow, Yngwie Malmsteen, Electric Light Orchestra, Rick Wa-keman, to Savatage and Apollo 440. The fastest guitar players tried their luck with Paganini’s Caprice No. 5 or Rimsky-Korsakov’s Flight of the Bumblebee. The afore-

mentioned Yngwie Malmsteen – Swedish guitar virtuoso – created a new branch of neoclassical heavy metal and made it his own thanks to the use of baroque harmonies and his expressive style of playing. He followed Edward Van Halen’s footsteps in breaking new grounds in guitar playing. Characteristic features of his work include fast arpeggios and passages, greatly influenced by Paganini-’s show-off caprices. Malmsteen mixed heavy sound with the style of Paganini or Bach and created a new genre of music, neoclassical rock/metal. His compositions are characterized by complex structure, like in classical mu-sic, including – at times – motifs taken directly from clas-sical compositions. He is known for his fondness of the harmonic minor scale, the natural minor scale and the Phrygian mode. He even went as far as composing his own electric guitar concerto. His album titled Concerto Suite for Electric Guitar and Orchestra in E Flat Minor Op. 1 was released in February 1998. To be honest, the compo-sition is mediocre, the orchestra average at best, but the technical site of the performance is flawless.

I’ll play the lute and sing a love song for this heavenly beautiful lady…

Sting beat everyone. He doesn’t have to prove anything to anyone. He’s a star, an icon, a symbol. A truly sensitive artist who, like many rock stars, had his attempt at play-ing with an orchestra, and also sung with Pavarotti. He decided to present the audience with some Renaissance songs written by John Dowland. The work of Dowland

Page 39: Rock Axxess no. 17

37

mixed English melancholy with typically “continental” form, introduced by Dowland into English music. Sting’s album, Songs from the Labyrinth, released by Deutsche Grammophon, was the label’s best-selling album of all ti-mes. The fans were amazed, journalists were divided. Le-t’s make it clear: Sting is not a remarkable lute player but he’s the one who brought English Renaissance music to masses. Hats off to both Sting and the great lute player, Edin Karamazov, who joined him on this project. Polish band Amaryllis had a completely different approach. It was a group that mixed medieval sounds with 21st cen-tury expression, theorbo and lute with Mayones guitars,

Latin lamentations with contemporary message, lyrical female voice with male rock sound. Vivaldi The Meeting album, recorded in 1999 by ex-Slayer drummer Dave Lombardo, was another curiosity. A clash of baroque music with the spirit of rock resulted in a very pleasant and easily digestible outcome.

Laugh clown, at your broken love!

Not every singer is able to make a successful attempt at an operatic composition. Not everyone feels comfor-table in bel canto. There were, however, people in the

Page 40: Rock Axxess no. 17

38

history of rock music, who would have managed to pull off respectable performances on opera stages (though maybe not the most prestigious ones, like Covent Garden or La Scala). The late Queen singer, Freddie Mercury, manifested his love for opera nu-merously. It’s enough to mention the operatic sec-tion in Bohemian Rhapsody, a quote from Ruggero Leoncavallo’s Pagliacci in the intro to It’s a Hard Life or his album – Barcelona – recorded with the grand opera singer, Montserrat Caballé. Mike Patton is ano-ther one who often includes operatic performances in his work. Both – the former (Tarja Turunen) and the current (Floor Jansen) – Nightwish frontwomen are known to include operatic arias in their reper-toire. Floor feels comfortable with Puccini’s work (O mio babbino caro from Gianni Schicchi opera). Tu-runen has her Beauty and the Beat project in which she presents standards of classical music to wider audience, including rock fans. Anneke van Giersber-gen (former singer of The Gathering) performs Dido’s Lament from Henry Purcell’s opera, Dido and Aeneas.

A view from the conductor’s stand

But the classical musicians like to rock a bit from time to time, too. Violinist Nigel Kennedy, an extravagant virtuoso, knows Hendrix and The Doors by heart. He holds his priceless Strad violins in one hand and a can of beer in the other. 100% rockman, not afraid to perform with Jeff Beck at the London Proms. The la-test, 48th edition of Wratislavia Cantans festival inclu-ded a performance by the amazing cellist, Giovanni Sollima, who performs, among others, songs written by Nirvana. Do I have to say the audience is ecstatic?

Speaking of cellists. We have to mention Apocalyp-tica – Finnish cello quartet. In 1996, they recorded their first album, Plays Metallica by Four Cellos, that included only their own interpretations of Metalli-ca’s compositions. It helped the band break out and gain huge popularity among heavy metal fans, and started the band’s international career that lasts to this day. Compositions by Pink Floyd and The Beatles are regularly played during the London Proms. In Poland, young musicians from Sinfonietta Consonus re-arranged some of Dream Theater’s songs for a symphonic orchestra (released as Symphonic Theater of Dreams: A Symphonic Tribute to Dream Theater). The whole project sparked some interest among members of DT. Jordan Rudess will come to Poland to record some material with an orchestra that will be used on the project’s second album.

And we could go on and on… Whether we want to admit it or not, we’ll find the traces of our musical ancestors’ work in many guitar riffs, as well as in the format of a rock song.

Page 41: Rock Axxess no. 17
Page 42: Rock Axxess no. 17

rock shop

Yellow Submarine Kids Wellieswww.thebeatleshop.co.uk

Umbrellawww.fabfourstore.com

BOn jovi scarf, beanie and gloveswww.houseofhaironline.com

limited edition dream theater leather jacketwww.fanfire.com

Wooly Hat / windbreakerwww.thekingdomofsteel.com

rush sock setwww.rushbackstage.com

it’s

rain

ing,

man

!

Page 43: Rock Axxess no. 17

Wish You Were Here Lyric Culture Jacketwww.euroshop.pinkfloyd.com

Est. 1981 Thermalwww.metallica.com

hollier socks

slayer tapestry blanket

machine head tapestry blanket

slayer hockey jerseywww. rockandrollheavyweights.com

motÖrhead hockey jerseymotÖrhead leather jacket

www.motorhead.com

Women’s Swing-Style Sweater With Elvis Art And Embroidery„Elvis: Dressed To Thrill” Women’s Fleece Jacket

umbrella elviswww.bradfordexchange.com

nightwish Reino shoeswww.nightwish.com

avenged sevenfold fingerless gloveswww.grindstore.com

Page 44: Rock Axxess no. 17

backstage access

dwie

kobaru

minuty

satysfakcji

phot

o: K

rzys

ztof

Wik

tor

Page 45: Rock Axxess no. 17

43

Mówi o sobie, że nie jest fotografem. Czerpie z surrealizmu, muzyki i wszystkiego, co go otacza. Od 12 września do końca października jego prace będzie można obejrzeć w Gdańskiej Klubogalerii Bun-kier. Współpracował z Behemothem, fotografował Sabaton i wiele innych gwiazd światowego pokroju. A kto jest jego guru? I jakie ma marzenia? Na te i inne pytania odpowiedział nam Mariusz Kobaru

Kowal tuż przed wernisażem.

Jest XXI wiek – dziś każdy może mieć aparat fotogra-ficzny, który nawet samodzielnie dobiera odpowied-nie ustawienia. Sławnych artystów jest cała masa, a dostać się do nich przez Twittera czy Facebooka moż-na w kilka minut. Po co jeszcze komuś zawód fotograf?To prawda, sprzęt jest coraz lepiej dostępny, Photoshopy i inne programy robią w sumie wszystko za nas itp. Za-wód fotografa jest moim zdaniem na wymarciu, głównie dlatego, że potencjalny zleceniodawca myśli: „tyle kasy chce?! To ja sobie to sam zrobię” albo bierze kogoś mało doświadczonego, bo on zrobi to za darmo. Uważam, że mnie udało się jakoś przebić przez to wszystko, to znaczy sprawić, by moje prace stały się w jakiś sposób rozpozna-walne. Nie jestem fotografem, wiele razy musiałem się z tego tłumaczyć. Robię obraz, który chcę, by się podobał

i mnie, i innym, a techniki użyte przy jego tworzeniu nie-wiele mają wspólnego z fotografią.

Prowadzisz warsztaty z fotografii. Jak ty, człowiek do-świadczony, profesjonalista, oceniasz amatorów z po-kolenia Y, które chce szybko wszystko osiągnąć? W swoim życiu poprowadziłem warsztat jakieś dwa razy, więc wcale nie tak sporo. Teraz czeka mnie wykład na te-mat mojej pracy. Głównym problemem moim zdaniem jest to, że tak, jak zostało to powiedziane w pytaniu, wszyscy chcieliby wszystko osiągnąć od razu.

Jak zaczęła się twoja przygoda z fotografią?Dosyć zabawna historia. Taka trochę „filmowa”. Daw-no, dawno temu studiowałem sobie na pewnej uczelni

katarzyna strzelec, foto: kobaru, krzysztof wiktor

phot

o: K

rzys

ztof

Wik

tor

Page 46: Rock Axxess no. 17

64

phot

o: K

obar

u - w

ww

.kob

aru.

pl

Page 47: Rock Axxess no. 17

marketing i zarządzanie. Bardzo byłem niezadowolony z tego, co robię, myślałem, że idę jak ta cała masa w to samo. Pewnego dnia usiadłem na ławce przed szkołą i pomyślałem sobie: „co ja zawsze chciałem robić?”. Miało to być coś, o czym zawsze myślałem, a nigdy się za to nie zabrałem. Do głowy przyszła mi fotografia. Skończyłem papierosa, poszedłem do szkoły, zabrałem papiery i ku-piłem aparat. Na początku fotografowałem wszystko! Powstawała cala masa gniotów, ale jakoś trzeba się na-uczyć.

Jakie było pierwsze zdjęcie, które w życiu zrobiłeś?Trudno powiedzieć, powstało ich naprawdę sporo, ale pewnie nie było to nic godnego uwagi. Do głowy przy-chodzi mi chodzenie po mieście i łapanie chwil – pewnie było to zdjęcie z tej serii. Fotografią studyjną zacząłem się zajmować znacznie później.

Zajmujesz się również charakteryzacją, m.in. współ-pracowałeś z zespołem Behemoth przy klipie Lucifer. Co sprawia ci więcej satysfakcji: fotografia czy cha-rakteryzacja?Zdecydowanie fotografia. Charakteryzacja jest takim do-datkiem, który chciałem opanować, by móc samemu re-alizować swoje pomysły. Ciężko jest pracować z charak-teryzatorem i opisywać swój pomysł, a w efekcie i tak nie byłbym zadowolony. Skończyłem 2 lata charakteryzacji tylko po to, by sam sobie być panem. Jak coś nie wypali, będę miał pretensje tylko do siebie.

Już jako dziecko miałeś zamiłowanie do przebierania i malowania innych (kolegów, koleżanki) czy to przy-szło później? Skąd pomysł na charakteryzację? Nigdy nie miałem zapędów, by robić takie rzeczy, a w życiu przeszedłem wiele etapów, takich jak rysowanie, gra na gitarze czy nauka języka japońskiego. Z czasem, jak już zajmowałem się fotografią, zaczęła się pojawiać chęć robienia czegoś innego niż wszyscy, czegoś moje-go, czym wyrobię swój styl. Wyobraźnia temu sprzyjała i wydaje mi się, że udało mi się wymyślić parę ciekawych stylizacji, które zawarłem na swoich pracach. Wiem, że dla niektórych to cos dobrego i ciekawego, a dla innych – straszna tandeta. Co zrobić, granica między dobrą a tandetną pracą jest cienka, a zdania jak zwykle są po-dzielone.

Kiedy stoisz w fosie, polujesz na najlepsze ujęcia Da-ve’a Mustaine’a czy Iggy’ego Popa, obok ciebie stoi kilku blogerów, organizatorów koncertów, promoto-rów i fanów, którzy niekoniecznie mają taki sam cel łowów lub po prostu tak dobre oko jak ty. Nie prze-szkadza ci to? Nadal liczy się fotograf?Nie specjalizuję się w fotografii koncertowej czy repor-terce. To jest prawdziwe łapanie chwili, a ja tego za bar-dzo nie umiem robić. Tak więc w fosie jest inaczej, to ja się czuję, jakbym był trochę nie na swoim miejscu. Zde-cydowanie lepiej się czuję w sytuacji, kiedy mam sprzęt oświetleniowy i to ja kreuję chwilę, ja mówię, że na zdję-

45

Page 48: Rock Axxess no. 17

pracy klimat mroku, czegoś niepokojącego i dziwnego. Drugą taką dziedziną jest fotografowanie muzyków. Na początku proponowałem sesje każdemu zespołowi czy muzykom, których uważałem za dobrych i których muzykę lubię. W taki sposób dotarłem do Acid Drinkers, Comy czy My Riot. Z czasem zaczęło to przynosić korzy-ści i w chwili obecnej współpracuję z wieloma polskimi muzykami. Staram się tez zdobywać zagraniczne sławy, takie jak Iggy Pop, Fear Factory, Gojira czy Sabaton, lecz te są raczej na zasadzie zdobyczy. Nie reprezentują sobą nic nadzwyczajnego, po prostu zespół na białym bądź czarnym tle, a to z racji tego, że nie ma za wiele czasu. Często jest tak, że na takie zdjęcia mam dwie minuty. Ale satysfakcja jest ogromna.

Fotografujesz ludzi z tatuażami, motocrossowców – sam jesteś szalony?Nie wiem! [śmiech] Moim zdaniem jestem normalnym człowiekiem, ale z tego, co wiem, zdania są podzielone. Sam jestem mocno wytatuowany i wykolczykowany, ale czy to oznaka szaleństwa? Nie wydaje mi się.

Gojira odrzuciła twoje zdjęcia. Często zdarzają się takie sytuacje? Przecież to nie boysband, który musi zachować odpowiedni look, żeby podbijać serca na-stoletnich fanek.No niestety, taka sytuacja miała miejsce. Jestem trochę rozżalony, bo bardzo zależało mi na tych zdjęciach i

ciu światło będzie takie, a nie inne, a model czy modelka będą stali tak, a nie inaczej. Tak więc w fosie przeważnie znajduję się przypadkowo.

Czerpiesz z surrealizmu. Niektóre zdjęcia ktoś mógł-by określić jako „przekombinowane” – prostym języ-kiem mówiąc – po co kobiecie na głowie wieża? Czy takie zabiegi to przemyślana wcześniej kreacja, czy może zaczynasz „malować” po sesji?Rożnie bywa. Nieraz wygląd obrazu jest od początku do końca zaplanowany, a nieraz siedzę i grzebię, i sam nie wiem, co chce osiągnąć. Czasem wychodzi z tego coś dobrego, czasem mogę tak siedzieć do rana i nic nie wyj-dzie. Wszystko zależy od tego, czy klient ma sprecyzowa-ne wymagania, czy raczej robię coś dla siebie i nie wiem za bardzo, co chcę uzyskać.

Twoje portfolio jest bardzo bogate: m.in. fotogra-fia koncertowa, reklamowa, sesje, akty – czy pośród tych wszystkich zdjęć jest jakieś jedno, z którego je-steś szczególnie zadowolony? Jeśli tak, to które i dla-czego? Staram się dotknąć każdej dziedziny fotografii, każdej te-matyki, często słyszę o swojej pracy: „eee, to już było”. No to super, że było, ale ja tego nie robiłem. Najbliższą mi dziedziną, jaką się zajmuję jest fotografia z charaktery-zacją i dużą ilością postprodukcji. Najbardziej mi się po-doba, kiedy moim zdaniem uda mi się uzyskać na mojej

phot

o: K

obar

u - w

ww

.kob

aru.

pl

46

Page 49: Rock Axxess no. 17

uważam, że wyszły całkiem nieźle jak na „zdobycz”, lecz zespół chyba jest innego zdania. W zupełności to rozu-miem. Mają swój wizerunek, swój management i muszą się tego trzymać. Nikomu nie mam nic za złe, taka sytu-acja zawsze może się zdarzyć, choć mnie się na szczęście zdarzyła po raz pierwszy i, mam nadzieję, ostatni. Zdo-bycz jest, lecz niestety zostanie w szufladzie.

Czy taka sytuacja jak z Gojirą to dla ciebie porażka?Absolutnie nie. To przestroga, by pamiętać o tym, że gu-sta są różne i że nie każdemu może się podobać to, co ro-bię. To sprawiło, że przy następnych zdjęciach postaram się jeszcze bardziej.

Współpracujesz zarówno z polskimi, jak i zagranicz-nymi muzykami. Czy inaczej pracuje się z rodakiem niż z zagranicznym artystą? Widzisz jakieś różnice w zachowaniach przed obiektywem? Oczywiście! Format gwiazdy ma duży wpływ na współ-pracę. Mniejsze polskie zespoły bardzo na luzie pod-chodzą do zdjęć, dużo trzeba się napracować, byśmy wszyscy byli zadowoleni, trochę inaczej jest z gwiazdami światowymi i do tej grupy należą nasze polskie zespoły Behemoth czy Vader. Z nimi jest inaczej. Oni dobrze wie-dzą, czego chcą, jak mają zapolować, by osiągnąć efekt, z którego będą zadowoleni i moja w tym głowa, by to złapać. Ale to tylko przykłady. Wiadomo, że nie można generalizować, bo zawsze jest inaczej.

Masz jakieś sekrety warsztatu fotografa, których nie ujawniasz?Jest tylko jedna taka rzecz. Sposób, w jaki obrabiam zdję-cia jest taką moją tajemnicą. O tym nie mówię i nie mam zamiaru mówić. Oczywiście dla tych bardziej doświad-czonych nie ma najmniejszego problemu, by domyślić się, czego używam i jak to robię, ale ode mnie nikt tego nie usłyszy.

In God We Trust?Taaaak! David LaChapelle to mój guru! Kocham jego pra-ce i kiedyś chciałbym fotografować takie sławy, jak on i w taki sposób, jak on to robi!

Wkrótce sam masz swoją wystawę. Co na niej zoba-czymy?Tej kwestii niestety nie rozwinę. Zobaczymy 5 serii zdjęć po 4 sztuki w każdej. Zdjęcia będą raczej w tej straszniej-szej konwencji, zdobycze muzyczne pozostają jeszcze w formie elektronicznej.

Twój idol to… muzyk? Fotograf? Szturmowiec Impe-rium?Mam wielu idoli, zwłaszcza w dziedzinie muzyki, w fo-tografii najmniej. Nie oglądam prac innych, by się nie sugerować i nie czerpać takich inspiracji, które będą po części powielaniem, choć nieraz nie da się tego uniknąć. Szturmowiec? Zawsze i wszędzie. Myślę nad nową serią.

phot

o: K

obar

u - w

ww

.kob

aru.

pl

47

Page 50: Rock Axxess no. 17

60

Co jest trudniejsze – znaleźć kobietę do aktu czy za-prezentować akty szerszej publiczności, na przykład w Internecie?To i to jest proste. Kobiety coraz częściej otwierają się na taka fotografię. Nie boją się i chcą mieć takie zdjęcia, a skoro się nie boją to czują się swobodniej przed obiekty-wem i wychodzą z tego lepsze prace. A jeśli prace wycho-dzą dobre, to piękne ciało każdy będzie chciał oglądać w Internecie. Najtrudniejszym etapem tego wszystkiego jest fotografowanie. Bardzo łatwo jest zrobić krzywdę modelce. Trochę za wysoko, a będzie miała krótkie nogi; trochę za nisko, to będzie miała za dużą głowę. Trzeba pilnować wszystkiego i pamiętać o każdym detalu. To część sukcesu udanego aktu.

Skąd czerpiesz pomysły?Nie wiem, chyba z wyobraźni. Pewnie podświadomie inspiruję się wszystkim, co mnie otacza, ale nie robię

tego świadomie. Na pewno mają na mnie wpływ stare klipy Marilyna Mansona: The Beautiful People, Tourniqu-et, The Nobodies. Są to klipy przepełnione tym, co lubię i na pewno one maja duży wpływ na to, co robię. Czasem jest tak, że coś się po prostu pojawi przed oczami albo przyśni.

Twoje największe marzenie związane z fotografią, zdjęcie, po którym stwierdziłbyś, że można umierać? Hmm... w dziedzinie fotografii muzyków baaardzo chciałbym zrobić sesje zdjęciową z Marilynem Manso-nem, Slipknotem, Rammsteinem, Robem Zombie, Depe-che Mode i wieloma innymi, ale chciałbym zrobić to tak, jak David LaChapelle: z pomysłem i w jakimś konkret-nym miejscu, a nie wiecznie na białym czy czarnym tle w 2 minuty. Chciałbym tez mieć na tyle zasobów finan-sowych, by realizować każdy mój pomysł kostiumowy i charakteryzacyjny – niestety nie są to tanie sprawy.

phot

o: K

obar

u - w

ww

.kob

aru.

pl

Page 51: Rock Axxess no. 17

61

phot

o: K

obar

u - w

ww

.kob

aru.

pl

Page 52: Rock Axxess no. 17

phot

o: K

obar

u - w

ww

.kob

aru.

pl

Page 53: Rock Axxess no. 17
Page 54: Rock Axxess no. 17

backstage access

kobaru

two minutesfor

satisfationph

oto:

Kob

aru

- ww

w.k

obar

u.pl

Page 55: Rock Axxess no. 17

53

It’s the 21st century – nowadays everyone can have a photo camera, it even chooses correct settings itself. There’s plenty of famous artists and you can reach them in a few minutes through Twitter or Facebook. Why do we need photographers as a profession?That’s true, equipment is more common, Photoshop and other software basically do it all for us, etc. In my opinion, a photographer as a profession is in danger of extinction, mainly because a potential customer thinks: “He wants that much money?! I’ll do it myself”, or cho-oses someone inexperienced because he’ll do it for free. I think I somehow succeeded in breaking through and making my work recognizable, although they match the description from your question. I’m not a photographer,

I had to explain this many times. I create an image and I want it to be good both in my eyes and in other people’s eyes, and techniques that I use don’t have that much to do with photography.

You run workshops for photographers. How do you, as an experienced man and professional, rate gene-ration Y amateurs, who want to achieve everything quickly while it’s obvious that this craft requires con-stant work on your abilities and standing out from the rest?I did the workshop perhaps two times in my life, so not that much, now I’ll be having a lecture about my work. For me the main problem, like stated above, is that eve-

HE SAYS HE’S NOT A PHOTOGRAPHER. HE’S INSPIRED BY SURREALISM, MUSIC AND EVERYTHING THAT SURROUNDS HIM. FROM 12 SEPTEMBER TILL THE END OF OCTOBER HIS WORK WILL BE SHOWN IN BUNKIER club IN GDANSK. HE WORKED WITH BEHEMOTH, HE SHOT SABATON AND MANY OTHER STARS. BUT WHO IS HIS GURU? AND WHAT ARE HIS DREAMS? MARIUSZ KOBARU

KOWAL ANSWERED THESE AND MANY MORE QUESTIONS.

katarzyna strzelec, translation: jakub „Bizon” Michalskiphotography: kobaru, krzysztof wiktor

phot

o: K

rzys

ztof

Wik

tor

phot

o: K

rzys

ztof

Wik

tor

Page 56: Rock Axxess no. 17

54

ryone would like to achieve everything immediately.

How did your adventure with photography start?Quite a funny story. Sort of a movie-like one. Back in the day, I was studying marketing and management on a university, I was very unsatisfied with what I was doing, I thought that I was like everyone else. One day, I sat on a bench in front of the school and I thought, “what have I always wanted to do?”. It was supposed to be something I always thought about but never really started it. And then I thought about photography. I finished my cigaret-te, went to school, took my papers and bought a photo camera. At first I was shooting everything! There was a whole lot of crap, but you have to learn somehow.

What was the first photo you ever took?Hard to say, there was plenty of them but probably it wa-sn’t anything noteworthy. I was probably walking down the streets and catching the moments and probably it was a photo taken this way. I started doing studio pho-tography much later.

You’re also a makeup artist and you worked with Behemoth on the Lucifer music video. What satisfies you more: photography or makeup?

Definitely photography. Doing makeup is just an addi-tion which I wanted to have to be able to fully realize my own ideas. It’s hard to work with a makeup artist and describe your ideas only not to be pleased in the end anyway. I finished a 2 year makeup course just for myself so that if something doesn’t work out, I’ll have no one else to blame but me.

Did your interest in dressing and doing makeup for others start while you were a kid or later? Where did that idea come from?I never had any desire to do that and I went through many stages in my life, including drawing, guitar playing or learning Japanese. Later, when I picked up photogra-phy, I wanted to do something else from what others did, something that would be my own thing, I wanted to create my own style. My imagination helped and I think that I managed to create some interesting stylizations, which I included in my work. I’m aware that what’s good and interesting for some, might be tacky for someone else but what can you do, the line between good and bad work is really thin and opinions differ as usual.

When you’re at a gig hunting for a good shot of Dave Mustaine or Iggy Pop, there are some bloggers, pro-

phot

o: K

obar

u - w

ww

.kob

aru.

pl

Page 57: Rock Axxess no. 17

phot

o: K

obar

u - w

ww

.kob

aru.

pl

Page 58: Rock Axxess no. 17

56

I want to try every field of photography, every topic. I often hear, “but it’s nothing new!”. Great, but I haven’t done it myself yet. My main field is makeup photography with lots of postproduction. I like it the most when I’m able to achieve that dark, disturbing and strange vibe. Another thing is taking photos of musicians. In the be-ginning, I offered a photo shoot to every band or mu-sician that I considered good and whose music I liked. This way I reached Acid Drinkers, Coma or My Riot. Later it started bringing me some profits so at the moment I’m working with many Polish musicians. I’m trying to reach international stars as well, like Iggy Pop, Fear Factory, Go-jira or Sabaton but it’s more like a trophy for me. They don’t represent anything exceptional, just a photo on white or black background, and that’s because there’s simply not much time. I often have two minutes for the-se pictures. But the satisfaction is huge.

You photograph tattooed people, motocross riders – are you a crazy type yourself?I don’t know. I think I’m a regular guy, but opinions are divided as far as I know. I’m heavily tattooed and pierced myself but is that a sign of being crazy? I wouldn’t say so.

Gojira rejected your photos. Does it happen often? After all, it’s not a boyband that has to keep a certain look to conquer teenage-fans’ hearts.Unfortunately, it happened. I feel a bit bitter ‘cause I real-ly liked these pictures and I think they turned out well for

moters and fans around you with a different aim than yours or not as good eye. Are you okay with that? It’s still the photographer who matters the most?I don’t specialize in concert photography or reports. It’s about capturing the moment and I’m not that great at it. So it’s different in a photo pit, I feel like it’s not really my environment. I feel much better in a situation when I have all the lighting and I’m the one creating that mo-ment, I decide that the light in the photo will be this or that, and models will pose in a certain way. So if I’m in the photo pit at a gig, it’s usually by accident [laughs].

You’re inspired by surrealism – certain pictures could be described as over the top. In simple words – why would a woman need a tower on her head? Is this something you planned earlier or do you start “pain-ting” after the photo session?It depends. Sometimes the image is planned from the beginning and other times I sit and try different things without really knowing what I want to achieve. Someti-mes there’s something good coming out of it and some-times I can try all night and there’s nothing. It all depends whether I have to comply with the customer’s needs or I do it for myself and I don’t know where it’s leading me.

Your portfolio is magnificent: concert photography, promotional, photo shoots, nudes – Is there one pic-ture that you’re most satisfied with? If so, which one and why?

phot

o: K

obar

u - w

ww

.kob

aru.

pl

Page 59: Rock Axxess no. 17

phot

o: K

obar

u - w

ww

.kob

aru.

pl

Page 60: Rock Axxess no. 17

Both are easy [laughs]. Women are up for such photogra-phy more often. They’re not afraid and they want these kind of pictures and since they’re not afraid, they feel more comfortable in front of the lens and the photos turn out better. And when the work is good, then everyone likes to see a beautiful body online. The hardest part is photographing itself. It’s very easy to do the model some harm, a little too high and she will have short legs, a little too low and she will have a big head. You need to keep an eye on everything and remember about every detail. It’s a part of success when it comes to a good nude photo.

a “trophy”, but apparently the band has a different opi-nion. I understand it though. They have their image, ma-nagement and they have to stick with that. I don’t hold any grudge, a situation like this can always happen but luckily for me it was the first and hopefully the last time. The trophy will unfortunately remain a private thing.

Do you treat a situation like the one with Gojira as your failure?Absolutely not. It’s just a warning to remember that ta-stes are different and that not everyone has to be a fan of my work. It makes me want to try harder and be better next time.

You work with both Polish and international artists. Is working with fellow countrymen different from working with foreign artists? Do you see any diffe-rences in their behavior in front of the lens?Of course! The caliber of a star has a big impact on our cooperation. Lesser known Polish bands treat it in a more relaxed manner, we have to work harder to satisfy all of us. It’s different with international stars including Polish bands like Behemoth or Vader. They really know what they want, how to pose to get the effect they’ll be happy with, it’s my job to make it happen. But these are just examples. Obviously you can’t generalize because every case is different.

Is there any taboo in your work? Topics you won’t to-uch?There’s just one thing. The way I edit my photos is a se-cret. I don’t and I won’t talk about it. Of course anyone more experienced in this field will have no problem gu-essing what I’m using and how, but you won’t hear that from me [laughs].

In God We Trust? Yeees! David LaChapelle is my hero! I love his work and one day I’d like to shoot famous people the way he does!

You’re gonna have your own exhibition soon. What are we gonna see there?I won’t give you any details unfortunately. We’ll see 5 se-ries of photos, 4 in each one. It’ll be this scarier side of my work, music trophies will stay in electronic format for a while.

Your biggest idol is... a musician, a photographer, an Imperial Stormtrooper?I have many idols, especially in music, less in photogra-phy. I don’t look at somebody else’s work not to get in-spired in the way it could be considered a rip-off, but sometimes you can’t avoid that. Stormtrooper? Anytime and anywhere. I’m thinking of a new series [laughs].

What’s more difficult – finding a woman for nudes or showing those nudes to wider audience – for exam-ple on the Internet?

phot

o: K

obar

u - w

ww

.kob

aru.

pl

Page 61: Rock Axxess no. 17

41

What inspires you? Where do your ideas come from?I don’t know, probably from imagination. Everything that surrounds me, influences me subconsciously, but I don’t think about it. Old Marilyn Manson music videos are su-rely an inspiration: The Beautiful People, Tourniquet, The Nobodies. There’s plenty of stuff I like in these videos, so obviously they affect my work. And at times something just appears in front of your eyes or in your dreams.

What is your biggest dream connected with photo-

graphy? A photo that would make you say, “now I can die happy”. What or who would it be?Uhmm... from the music field, I’d really like to do a photo shoot with Marilyn Manson, Slipknot, Rammstein, Rob Zombie, Depeche Mode and many more, but I’d like to do it the way David LaChappelle does, with a certain idea in mind and in a certain place, not with a black or white background in two minutes, like it usually happens. I’d also like to be so financially stable that I could try each and every of my costume or makeup ideas. Unfortunate-ly, these things aren’t cheap.

Page 62: Rock Axxess no. 17

rock shot

Wódka. Często stoi w sklepie, a jest wychylana przed sklepem. Taki widok bywa codziennością w niektórych częściach Polski. Niestety. Tam

wódka często służy zalaniu się w trupa, by było lepiej. Tymczasem Chopin przygrywał raczej na salonach…

Pierwszy na świecie zapis zawierający wyraz „wódka” po-chodzi z województwa sandomierskiego i datuje się na 1405 rok. Czasy średniowiecza miały swoje ciemne stro-ny, a jedną z nich była higiena żołądka i związane z nią liczne problemy i choroby tej części organizmu. Wódka okazała się doskonałym lekarstwem na te bolączki. Zwal-czała pasożyty, a dodatkowo wprawiała w dobry humor. Mówiono o niej, że „zalewa robaka”. Polacy doceniają polskość – powiedzenie to ewoluowało do „zalewania się w trupa”. Początkowo wódkę można było kupić jedy-nie w punktach podobnych do dzisiejszych aptek. Dziś spośród płynów dostępnych w aptece najwięcej procen-tów ma zapewne Amol. A przecież tym nie uleczysz żo-łądka…

Na przestrzeni wieków produkcja wódki w Polsce stała się częścią naszej tradycji. Jest elementem historii, lite-ratury, obyczajów i życia społecznego. Systematycznie ją doskonalono, dzięki czemu dziś możemy się szczycić wysoką jakością tego trunku docenianą w ponad 100 krajach na wszystkich kontynentach.

CHOPIN ZALEWA

Czy wiecie, że za butelkę wódki Chopin w USA trzeba zapłacić około 34 dola-

rów? Sam Fryderyk pewnie w grobie się przewraca… a może nie?

karolina karbownik

Wódka nazywana była „wodą życia”. Jak to w naszym ję-zyku z ukochanymi przedmiotami bywa, nazwy się skra-ca. I tak z wody powstała wódka, niektórym znana jako wódeczka. Ze względu na rosnące potrzeby nasze rodzi-me, jak również zapotrzebowanie kolegów z zagranicy, produkcja wódki musiała wypłynąć na szersze wody. Na początku XX wieku na ziemiach polskich znajdowało się ponad 2500 gorzelni. Te mniejsze jednak pochyliły się ku ziemi bądź zostały wchłonięte przez większe. One z kolei później mogły sprostać potrzebom całego Układu Warszawskiego, który w Polsce zaopatrywał się w wód-kę. Przynajmniej wtedy nasza waluta wymienna produ-kowana była w odpowiednich ilościach – nikt nie mógł narzekać. W okresie stanu wojennego część produkcji przeniosła się do piwnic i stodół – generalnie w miejsca, gdzie władza nie docierała. Czasy średniowiecza wróciły – w polskim podziemiu robaka zalewała „wódka grun-waldzka” czasem zwana „1410”. Uderzenie było szybkie i mocne. Podobnie jak kilkanaście lat później, kiedy przed Polakami otworzyły się drzwi na Zachód.

W drugiej połowie lat 90. mieliśmy z czym pokazać się światu. Nowoczesne destylarnie rozpoczęły czystą przy-godę z wódkami segmentu Top Premium. Zaczęło się od destylowanej wódki Belvedere. Polacy szybko podbili rynek amerykański. Wódka wróciła na salony. Widok ele-ganckich butelek Chopin, Exquisite Wyborowa czy Ketel One jest w dobrym tonie.

Obecnie Polska jest czwartym co do wielkości rynkiem wódki na świecie – po Rosji, USA i Ukrainie. Roczna pro-dukcja wódki w Polsce wynosi około 260 milionów li-trów. Rolnicy nie mogą narzekać. Do produkcji jednego litra wódki potrzeba 1,4 kg zboża lub 3,8 kg ziemniaków. Ich smak i cudowne, może się zdawać, właściwości spra-wiają, że przychód z eksportu wódki wynosi w Polsce 775 zł na sekundę. Co minutę sprzedaje się na świecie 960 butelek (0,5 l) polskiej wódki. Bez zalewania!

ROBAKA

60

Page 63: Rock Axxess no. 17

You can spot many bottles of vodka in every grocery and some of them reach a more horizontal position just

outside the store. That’s how it is in Poland. Yes, people in Poland still love vodka. Ho-wever, they prefer to get stewed quickly while Chopin was a good boy who just wanted to play for others…

The very first example of the word “vodka” being mentioned dates back to the year 1405, when it appeared in documents that come from the Polish palatinate of Sando-mierz. The Middle Ages had a darker side: one of the main issues of those times was stomach hygiene (or rather the lack of it), which caused many health problems. Vod-ka happened to be a very effective reme-dy and it also helped people get in good mood. In Polish language we say that we “flood the worm” (literally: the parasite is flooded with alcohol and killed). Well, Po-les do appreciate Polish culture – now we mostly say that one is “flooded to death”, meaning he’s dead drunk. In the begin-ning, vodka was only available in places like today’s pharmacies. Nowadays, phar-macies still offer medicines that contain alcohol but they don’t cure one’s stomach too well.

Over the years, the production of vodka became a part of Polish tradition. It is also a part of our history, literature, customs and social life. The technology has impro-ved so much that now we proudly produ-

ce high-quality vodkas that are appreciated in over 100 countries all over the world.

Vodka used to be called the “life-giving water” – “water” in Polish is “woda”. But we, Poles, love making everything we appreciate sound nicer. So the new term was coined – “wódka”, the direct relative of international “vodka”. As the demand grew, the vodka industry grew as well. By the beginning of the 20th century, there were over 2,500 distilleries in Poland. Smaller ones went bankrupt or were taken over by the bigger ones that were able to take huge orders coming from all the Warsaw Pact co-untries (eight communist states of Central and Eastern Europe during the Cold War of mid-20th century). They all wanted vodka from Poland and it was our only exchangeable currency. And we had it in abundance. On 13 April 1967, The Rolling Stones came to play two shows in Warsaw and asked to be paid in vodka, not in Polish money they would not be able to exchange. No-body complained. Later, during the martial law in Po-land (early 1980s), part of the production was moved to basements and barns – generally those places hard to reach by the government. It was almost like in medieval times again – the most popular moonshine (a home-ma-de vodka) was called “Grunwald vodka” or “1410” – the year of The Battle of Grunwald won by the alliance of the Kingdom of Poland and the Grand Duchy of Lithuania, one of the biggest battles of the Middle Ages. The vodka was strong enough to give Poles power to win over the foreign liquor markets later in the 1990s, when the doors to the West were suddenly wide-open.

We finally had something really good to show the world! Our modern distilleries began producing premium brands of vodka. It all started with Belvedere. Poles qu-ickly conquered American market. Beautifully designed bottles of Chopin, Exquisite Wyborowa or Ketel One look great on American tables. Vodka producers are surely enjoying its new-found popularity there.

Nowadays Poland is the fourth biggest market for vodka, after Russia, Ukraine and the USA. Don’t worry – there’s still plenty to drink and sell. 260 million of liters is produ-ced in Poland every year. Farmers really can’t complain: for every liter of vodka we need 1.4kg of grain or 3.8kg of potatoes. The taste of vodka and its seemingly miraculo-us properties generate 775 PLN ($245) of export revenue every second. 960 half liter bottles of Polish vodka are sold every minute. Aren’t you wasting your time now?

DID YOU KNOW THAT IN THE USA A BOTTLE OF CHOPIN VODKA COSTS AROUND $34? FRÉDÉRIC MUST BE DOING SOMERSAULTS

IN HIS GRAVE. OR MAYBE NOT?

CHOPIN GETS STEWED

61

Page 64: Rock Axxess no. 17

rock screen

lovei

Page 65: Rock Axxess no. 17

rockroll’n’

Page 66: Rock Axxess no. 17

76

karolina karbownikFOTO: MATERIAŁY PRASOWE

Scena rockowa połowy lat 70. XX wieku nie jest miejscem dla dziewczynek.

Inne zdanie ma jednak młodziutka Joan Jett, która z braku laku kupuje męską

ramoneskę i nie poprzestaje na kla-sycznych lekcjach gry na gitarze. Jest gotowa poświęcić wszystko, by stanąć na scenie i to bez mężczyzn w składzie.

Joan (Kristen Stewart) zakłada zespół The Runaways i, 20 lat przed powstaniem Spice Girls, pokazuje światu, czym jest prawdziwy „girl power”. Z Joan biją moc, siła i determinacja, z jakimi podąża ku wy-

znaczonemu sobie celowi. Dziewczyny pokazują światu, że ten myli się, uważając, że pewne miejsca zarezerwo-wane są tylko dla mężczyzn. Ciężko oderwać wzrok od drapieżnej Joan Jett, nie można odkleić oczu od seksow-nej Cherie Currie (Dakota Fanning). Ta na oczach widzów zmienia się z naiwnej piętnastolatki w wyzywającą i słodką gwiazdę rocka, którą, zanim osiągnie pełnolet-niość, ze sceny ściągną narkotyki. Zespół The Runaways szybko się rozpada – dziewczyny nie odnajdują między sobą porozumienia. Filmowa Joan Jett pozostaje jedyną konsekwentnie dążącą do celu artystką z grupki nastola-tek, które przełamały muzyczne tabu. Kamera mogłaby

poświęcić więcej uwagi Licie Ford (Scout Taylor-Comp-ton) – bez niej historia kobiecego rock’n’rolla wydaje się znacznie okrojona.

Kolorystyka i scenografia w The Runaways – prawdziwa historia przenoszą nas w błyszczący świat glam rocka momentami przyćmionego punkiem. Trendy w makija-żu zdecydowanie wyznacza David Bowie, podczas gdy czarne ciuchy Joan to głównie ćwieki i dżinsy. Na scenie i za sceną rządzi rock’n’roll – ten rytm nadaje sens życiu Jett, w końcu kto jeśli nie ona najlepiej wykrzykuje słowa I Love Rock’N’Roll?

Chwilami film się dłuży, ale i tak kłaniamy się nisko Florii Sigismondi, która mimo skromnego budżetu przeniosła kawał historii na ekran. Bo my kochamy rock’n’roll!

The Runaways – prawdziwa historia

Page 67: Rock Axxess no. 17
Page 68: Rock Axxess no. 17

rock screen

i love

Page 69: Rock Axxess no. 17

rock ’n’roll

Page 70: Rock Axxess no. 17

THE RUNAWAYS

THERE SEEMED TO BE NO ROOM FOR GIRLS ON THE MUSIC SCENE OF THE MID 1970S BUT YOUNG JOAN JETT WAS NOT READY TO

ACCEPT THAT. IF THERE WERE NO BLACK LEATHER JACKETS FOR LADIES, SHE WOULD BUY A MEN’S ONE. CLASSIC GUITAR LESSONS WERE NOT ENOUGH FOR HER. SHE WAS READY TO SACRIFICE EVE-

RYTHING JUST TO BE ABLE TO STAND ON STAGE… AND WITHOUT MEN HELPING HER.

karolina karbownik, photography: press

Joan (Kristen Stewart) sets up The Runaways and 20 years before Spice Girls shows the world the true me-aning of “girl power”. Joan is full of strength and ener-gy, and determined to reach her goal. The group of girls proves that some of areas in music considered male-on-ly are in reality equally suitable for women. It’s hard not to focus on the wild Joan Jett or the sexy Cherie Currie played by Dakota Fanning. The film follows her transfor-mation from a naive 15 year old girl to sexy rock star who develops drug problems that halt her career before she even reaches 18. The Runaways break up quickly – the girls can’t work out their differences. In The Runaways, Joan Jett is shown as the only one who is consequent on her road to success. Although most of the other girls wa-sn’t as successful, I really miss more camera focus on Lita

Ford (Scout Taylor-Compton) without who the history of female rock’n’roll would not be complete.

I love the colors and set design of The Runaways. It really takes us to the glittering world of glam rock and punk. David Bowie sets up makeup trends while Jett prefers black studded outfits and denim. Rock’n’roll is the main force in Joan Jett’s life, both on and off stage. Not much of a surprise, really – hardly anyone is as convincing scre-aming I Love Rock’N’Roll!

There are some boring moments in the movie, however I salute the director Floria Sigismondi who – despite a tight budget – decided to present this huge part of rock’n’roll history on the big screen. Just because I love rock’n’roll!

Page 71: Rock Axxess no. 17

77

Page 72: Rock Axxess no. 17
Page 73: Rock Axxess no. 17

rock fashion

Styl grunge powraca na ulice każdej jesieni. Kolorowe liście spadające z drzew i deszcz to znak, że już niedługo ulice wypełnią się ciężkimi, czarnymi botkami, ćwiekami i obo-wiązkową kratą. Czy kolejny sezon grunge-’owego szaleństwa może nas czymś zasko-czyć? Oczywiście, bo każdy interpretuje go na swój wyjątkowy sposób!

stylizacje: showroom aliganza

bluzka / blouse New Lookkurtka / jacket Esprit

okulary / sunglasses Guccitorebka / purse New Yorkernaszyjnik / necklace Claire’sbuty / boots PRIMAMODA

spodnie / pants Levi’s

Grunge fashion is back on streets every autumn. Colorfull leaves that fall down from the trees and falling rain are a sign that soon the streets will be full of people in heavy black winter bo-ots, spikes and, of course, the obligatory checks. Will this year’s season for grunge madness sur-prise us in any way? Of course, after all every-one has their own idea for grunge style.

grunge

Page 74: Rock Axxess no. 17

torebka / purse PRIMAMODAlegginsy Calzedonia

sukienka / dress Solarbiustonosz / bra Intimissimibransoletka / bracelet YES

pierścionek / ring River Islandbuty / boots River Island

naszyjnik / necklace New Yorkerspodnie / pants New Yorkerkoszula / shirt TALLY WEiJL

plecak / backpack River Islandzegarek / watch Michael Kors/YES

płaszcz / coat River Islandbuty / shoes PRIMAMODA

Page 75: Rock Axxess no. 17
Page 76: Rock Axxess no. 17

rock STYLE

mar

zeni

a si

ę nie

speł

niaj

ą

Page 77: Rock Axxess no. 17

marzenia się

spełnia

Page 78: Rock Axxess no. 17

Nie wszyscy wiedzą, co to jest aerograf....To urządzenie wielkości długopisu podłączone do sprę-żonego powietrza... działanie jest dość skomplikowane i nie chciałbym zanudzać, ale zasada jest bardzo podob-na jak w pistolecie lakierniczym w bardzo pomniejszonej skali.

Jakie umiejętności należy posiadać, aby umieć ob-sługiwać takie urządzenie?Mój serdeczny przyjaciel Piotrek „Dziki” Chancewicz z zespołu Mech zawsze mi powtarza, że jestem nienor-malny, że widzę w głowie obrazy i trzeba się tego bać... Jakie umiejętności? Aerograf jest dla mnie narzędziem jak każde inne. Pędzel, ołówek, węgiel, pastela... zasady malarskie się nie zmieniają, to tylko od narzędzia zależy, jaki efekt uzyskujemy. Aerograf ma może tę przewagę nad klasycznymi pędzlami, że nanosi się bardzo cienką warstwę farby, która przykryta lakierem bezbarwnym daje idealnie gładką powierzchnię. To sprawdza się re-welacyjnie przy malowaniu motocykli, kasków, gitar itd.

Motocykli, kasków, gitar i czego jeszcze? Na wszyst-kim można malować aerografem?Na każdej powierzchni, która przyjmuje farby. Malowa-łem już kurtki skórzane, motolotnie, samochody, ściany, wzmacniacze, efekty gitarowe... szczerze, to już nie pa-miętam, ale trochę tego było. Nie ukrywam, że najwięk-szą frajdę sprawiają mi motocykle i gitary, ale to chyba przez osobiste upodobania.

Grasz na gitarze? Jeździsz na motocyklu?Gram to dużo powiedziane... są pewne dźwięki, w które udaje mi się trafić. Na motocyklu jeżdżę w miarę możli-wości czasowych, choć z tym ostatnio coraz trudniej.

Przygotowałeś gitarę na Przystanek Woodstock. Wcześniej była gitara na WOŚP. Jak do tego doszło?Pomysł na pierwszą gitarę zrodził się tak naprawdę kilka lat temu. Udało mi się zrealizować ten pomysł wspólnie z klubem motocyklowym Vulcaneria i Szymonem Mar-szałkowskim z Marszal Music. Stworzyłem autorski de-

Wykorzystał cysternę kolorów do upięk-szenia powierzchni, które tylko wpadły

mu w ręce. Niewielkim urządzeniem maluje wielkie rzeczy. Kocha motocykle, malar-

stwo i rock’n’rollową muzykę. Szymon Chwalisz – właściciel Studia Aerografu.

katarzyna strzelecfoto: dzięki uprzejmości

szymona chwalisza

76

Page 79: Rock Axxess no. 17

sign gitary nawiązujący do klimatu WOŚP. Namalowałem na niej portrety 6 polskich muzyków – Renaty Przemyk, Jurka Styczyńskiego, Kazika, Siczki, Krzysztofa Grabow-skiego i Titusa. Wspólnie z Szymonem Marszałkowskim przejechaliśmy po całej Polsce prawie 2000 km, żeby pozbierać autografy i przyszedł czas na wizytę w studio TVP podczas finału. Wręczyliśmy gitarę Jurkowi – był zachwycony i praktycznie od razu namówił nas na po-wtórkę. Gitarę Woodstockową tworzyłem już sam przy pomocy technicznej Szymona. Tym razem design wood-stockowy zaczarował nas wszystkich. Na gitarze znaleźli się Piotrek „Dziki” Chancewicz, Roman Lechowicz, Scott Ian, Paweł „Drak” Grzegorczyk, Konrad Wojda i Jacob Hemphill. Podczas Woodstocku Dziki, Roman i Konrad zagrali na naszej gitarze, co dało całej akcji jeszcze lepszy wydźwięk. Już teraz prowadzimy rozmowy w sprawie kolejnej gitary... Tak my, jak i cała ekipa Wielkiej Orkiestry mamy nadzieję, że te gitary będą symbolem Przystanku Woodstock i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Jak długo pracowałeś nad projektem i wykonaniem tej gitary?Projekt rodził się w mojej głowie dość długo, a samo ma-lowanie zajęło mi około 2 tygodni. Następnie gitara trafi-ła do Szymona Marszałkowskiego, który ją poskładał, na-stroił, polutował co trzeba, zmienił przetworniki i finalnie przetestował, by na Woodstocku spisała się na medal.

Sporo miłych słów oraz zachwytów usłyszałeś pod-czas Woodstocku – to jest satysfakcja, dla której re-alizujesz takie projekty? Spełnienie marzeń czy po prostu realizacja kolejnego zamówienia?Nie jest to absolutnie żadne zamówienie. Robię to z po-trzeby serca i cieszę się, że ktoś uwierzył w ten projekt i dał mi szansę pomóc innym poprzez moją pracę. Satys-fakcja jest ogromna, kiedy muzycy, dziennikarze, ludzie kultury, sztuki, czasami nawet polityki spotykają nas i klepią po plecach, ale tak naprawdę największa radość tkwi w środku. Kiedy przechodząc w moim rodzinnym Ostrzeszowie przez oddział dziecięcy, widzę Orkiestrowe

77

Page 80: Rock Axxess no. 17

serduszka, to wiem, że dołożyłem się w jakiejś małej czą-stce do czyjegoś uśmiechu.

Miło jest rozmawiać z osobą, która ma pasję.Miło jest udzielać wywiadów do gazety dla pasjonatów.

Wrócę na chwilę do poprzedniego pytania. Jeździsz na motocyklu, ale wiem, że masz dyplom z malar-stwa. Co było wcześniej: pasja do motocykli czy do malowania?[śmiech] No właśnie nie wiem... mam takie przebłyski z dzieciństwa. Miałem trzy latka i tata sadzał mnie na swoim cudownie dopieszczonym Avo Simsonie... nie pamiętam, czy wtedy już wiedziałem, do czego służą kredki, ołówki itd. Będzie z tym problem, prawie jak z jaj-kiem i kurą, ale dyplomatycznie powiem – zaczęło się to względnie równocześnie.

Zastanawia mnie, skąd pomysł na aerograf i malowa-nie tą techniką, a nie na przykład tatuaże? Tam też

potrzebna jest precyzja i nakładasz farbę czymś po-dobnym do długopisu.Hmm... chyba dla każdego posługującego się aero-grafem w motoryzacji – choć takich osób w Polsce jest niewiele – punktem zaczepienia były programy zza oce-anu emitowane na kablówce... Pamiętam, że oglądałem pierwsze odcinki Bikers Build Off, jeszcze długo przed tym ogromnym bumem na Orange County Choppers. Zobaczyłem, jak bracia malują motocykl... Wow! Przecież potrafię posługiwać się ołówkiem, pędzlem, dlaczego nie spróbować tego szatańskiego urządzenia ? Pasja do motocykli i pasja do malarstwa dały wspólny mianownik i tak przemalowałem aerografem już 10 lat.

Wspomniałeś, że jest was, malujących aerografem, niewielu – gdzie uczyłeś się tej techniki? Pierwsze dzieło?Uczyłem się w... swojej pracowni Metodą prób i błędów. W tamtym czasie nie było żadnych kursów, poradników itp., a teraz pojawiają się powoli takie inicjatywy, jednak

Page 81: Rock Axxess no. 17

to wszystko dopiero raczkuje. Pierwsze dzieło? [śmiech] Wiesz, mam bardzo cyniczne podejście do swoich „two-rów”, także może pierwszy twór to jakiś nieśmiały skor-pion na Suzuki GS z lat 80., a pierwsze „dzieło”... mam wrażenie, że nastąpiło to dużo, dużo później ...

I co to było?Musiałbym poszperać w archiwum, żeby nie zachwiać chronologii, ale myślę, że obrazy na płótnie z lat 2007–2008 mogę zaliczyć do ambitniejszych: m.in. portret Zdzisława Beksińskiego dla Mennicy Podkarpackiej... później już było tylko lepiej. Ostatni obraz, z którego je-stem strasznie dumny, to portret pana Jana Nowickiego, który notabene tak mu się spodobał, że zawisł w jego domu.

Tak, miałam o to zapytać, macie nawet wspólne zdję-cie. Podarowałeś ten portret panu Nowickiemu?Tak... a chyba mogę już powiedzieć, że pan Jan zamówił dla swojego fana drugi, właśnie nad nim pracuję. Cieszę

się, że mam kontakt z kimś takim jak pan Nowicki, tym bardziej że moja praca została doceniona przez kogoś, kto jest dla mnie od zawsze autorytetem filozoficznym, artystycznym i życiowym.

Gratulacje, to musi być niesamowite przeżycie…Ręce trzęsły mi się jak przed pierwszą klasówką, kiedy usłyszałem głos Wielkiego Szu w słuchawce... niesamo-wite uczucie.

A propos autorytetów, kto jest twoim idolem: mu-zyk, żużlowiec, a może właśnie aktor?Na temat autorytetów rozmawiałem właśnie z panem Jankiem... Bez żadnej kokieterii powiedziałem, że na początku jest Witkacy, później Gustaw Holoubek i Jan Nowicki... Autorytet dla mnie to ktoś, kto imponuje nam na każdej płaszczyźnie życia, filozofii, sztuki, zachowa-nia, poglądów. Nigdy nie miałem idoli. Źle mi się kojarzy słowo „idol”... Są osobowości, którymi się inspiruję, które podziwiam w tej czy innej dziedzinie, które rozbawiają

Page 82: Rock Axxess no. 17

mnie do łez, i ci, którzy swoim zdrowym rozsądkiem i mądrością życiową wyznaczają drogę do szczęścia. W tym roku obchodzisz rocznicę – wspomniane 10 lat malowania aerografem – jak świętujesz jubileusz? Pracuję. Na świętowanie nigdy nie ma czasu, ale nie odbieram tych 10 lat jako czasu zmarnowanego i nie zamierzam zmieniać zawodu. Urodziny spędziłem w Warszawie w Media Studio, gdzie Dziki na naszej wo-odstockowej gitarze nagrywał nowy singiel swojego zespołu Wild Pig (polecam, bo to obłędnie dobry rock`n roll). Imieniny przyjdzie mi spędzić na organizowanej wspólnie z Wielką Orkiestrą konferencji prasowej na te-mat gitary w Warszawskim Hard Rock Cafe, także sama widzisz, że święta mam pracowite.

Mówisz o sobie: grafik, malarz – wracasz czasami do pędzla? Jak najbardziej wracam do pędzla. W przyszłym roku mam wystawę w Biłgoraju w Fundacji Pana Schmidta – Kresy 2000 – przy letniej pracowni nieżyjącego już nie-stety Jerzego Dudy-Gracza. Będzie można zobaczyć tam około 20 moich obrazów. Staram się malować swoje rze-czy, kiedy tylko mogę. Mam straszną słabość do pasteli, ale to chyba podświadomie przez Witkacego. Uwielbiam też linoryty. Szkoda, że realia są takie, że aby zarabiać, poświęcam tak dużo czasu motocyklom itd., ale do kla-syki siadam z ogromną radością i sentymentem.

Czy twoja kreatywność przejawia się również w ży-ciu prywatnym? Czy masz jakieś czadowe malunki w mieszkaniu na ścianach lub na prywatnym aucie lub motocyklu?Oczywiście. Może na ścianach aż tyle moich obrazów nie wisi, bo jakimś dziwnym trafem tak wychodzi, że prze-ważnie większość sprzedam. Motocykla nigdy nie mia-łem „normalnego”, z samochodami to różnie bywało. Na tę chwilę jeżdżę 27-letnim chevroletem blazerem i mam dylemat, bo klasyków się nie zmienia... zobaczymy. Je-stem indywidualistą, uwielbiam rzeczy ręcznie wykona-ne. Sam maluję sobie np. trampki, koszulki... Nigdy tego nie leczyłem [śmiech].

To raczej nie jest groźne, wiec nie wymaga leczenia Które kolory najczęściej wykorzystujesz? Czy kiedy-kolwiek zastanawiałeś się, ile litrów farb zużyłeś w sumie na wszystkie swoje prace? A to jest bardzo dobre pytanie... Moja dziewczyna jest z zamiłowania matematykiem i myślę, że to będzie dla niej dobre zadanie na długie jesienne wieczory... ale myślę, że zakręci się to w granicach niewielkiej cysterny. Co do kolorów, to tutaj też chyba wykraczam poza schemat. Najcieplejszym kolorem jest dla mnie czarny – choć nie występuje w przyrodzie, bo zawsze działa na niego jakieś światło – jednak przez to, że jest najgłębszy, najbogatszy, dla mnie staje się najbardziej tajemniczym. Na studiach miałem fazę na kolory ziemiste – brązy, beże, bistry, se-

Page 83: Rock Axxess no. 17

pie... teraz trochę mi przeszło i podróżuję po całej pa-lecie. W malarstwie chyba ważniejszy jest dobór palety niegryzących się kolorów niż konkretnie ich odcień.

Przybliż naszym czytelnikom projekt „Lost Love” – Judas Priest Tribute.Krzysiek „Yamak” Bandurski, właściciel motocykla, za-dzwonił kiedyś do mnie z pomysłem malowania moto-cykla. Jest związany z muzyką, trochę gra, nagłaśnia im-prezy i jest wielkim fanem Judas Priest. Pierwsze nasze rozmowy to było błądzenie we mgle. Krzysiek chciał mo-tocykl w motywach muzycznych... myśleliśmy o gwiaz-dach rocka, połączeniu różnych klimatów Stonesów, Black Sabbath, Kiss... nagle olśnienie! Judas Priest i pły-ta Nostradamus. Yamak posiadał mnóstwo materiałów, m.in limitowaną książkę o płycie Nostradamus. Rewela-cyjne szkice, grafiki, które w momencie, kiedy je zoba-czyłem, od razu poukładały mi się w projekt malowania motocykla. Dołączyliśmy teksty piosenek na błotnikach, dodało to świetnego smaku całości. Ilość detali była przerażająca, ale wiedziałem, że projekt jest tak presti-żowy, że nie ma miejsca na kompromisy. Wiedzieliśmy już wtedy o ubiegłorocznym koncercie w katowickim Spodku. Malowanie się zakończyło i Krzysiek pojechał w podróż z Przasnysza do Katowic na spotkanie z zespo-łem. Niestety nie mogłem być wtedy z nimi, bo w tym samym czasie odbywały się Mistrzostwa Polski w budo-wie i stylizacji motocykli w Poznaniu, gdzie startowałem

z kilkoma maszynami w kategorii „Best Painting”, ale byłem z Yamakiem cały czas „na łączach”. Kiedy zespół wyszedł po koncercie i zobaczył motocykl... odebrało im głos. Rob Halford nie wierzył, że to jest namalowane i powiedział, że to jedyny motocykl na świecie, na którym zespół Judas Priest złożył autografy.

Co chciałbyś jeszcze pomalować, czego jeszcze nie miałeś okazji zrobić, a jest w marzeniach bądź było-by wyzwaniem?Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia… Nie wiem, co mnie jeszcze czeka w mojej pracy zawodowej. Cieszę się, że zgłaszają się ludzie, mówiąc: „Stary, oddaję Ci motocykl, lubię klimat jazzowy. Wymyśl coś, wiem, że będzie super, i maluj!”. Takie zaufanie do mojego gustu, kreatywności – jakkolwiek to nazwać – sprawia, że czuję się doceniony. Cieszę się, że tworząc coś niepowtarzal-nego na jakimkolwiek elemencie, daję ludziom coś eks-kluzywnego, tylko dla nich, często odzwierciedlając ich marzenia, pasje itd. „Bryła” nie ma takiego znaczenia, jak ta historia, przesłanie, drugie dno... Uwielbiam oglądać uśmiechy ludzi odbierających z mojej pracowni swoje perełki.

W niesamowitą podróż po świecie wypełnionym ko-lorami i pasją możecie wybrać się na www.studio-aerografu.com

Page 84: Rock Axxess no. 17

rock STYLE

DREA

MS D

ON’T

COM

E TRU

EYOU HAVE TO

MAKE THEM

TRUE

Page 85: Rock Axxess no. 17
Page 86: Rock Axxess no. 17

What is an aerograph? I bet not everyone knows what we’re talking about.It’s a tool not bigger than a pen that uses compressed air. It’s a bit complicated, I wouldn’t like to give you boring details, but it operates similarly to paint spray gun, only it’s significantly smaller.

What kind of skills does a tool like this require?My dear friend, Piotr “Dziki” Chancewicz from Polish me-tal band Mech, always tells me that I’m a weirdo, because I see pictures in my head and it’s not normal… What kind of skills? For me it’s a tool like every other one. Paint-brush, pencil, charcoal, pastel… the rules are the same. A tool only takes us in certain direction with our art. One advantage of aerograph is that you put a very thin lay-er of paint and cover it with varnish, and it gives you a perfectly smooth surface. It works really well when you paint motorbikes, helmets and guitars.

What other surfaces? What else can you paint with an aerograph?Any surface that can be painted. I’ve painted leather jackets, motor gliders, cars, walls, amps, guitar effect-bo-ards… I don’t remember all of it but I’ve painted many

things. But the best fun is with motorbikes and guitars. It probably has a lot to do with personal tastes.

Do you play the guitar or ride a bike?I wouldn’t use the word “play”. I’m able to create a sound or two. I try to ride my bike as often as I can, but I’ve been having less time for that lately.

Recently you’ve had a lot of work. I’m talking about Woodstock Festival, among others. You’ve prepared a guitar for the festival, as you did earlier with their charity project, WOŚP. How did this come about?The idea for the first guitar for them started a couple of years ago. I did it with the aid of Vulcaneria motor club and Szymon Marszałkowski from Marszal Music. I created my own guitar design that fitted their style. It included portraits of six Polish musicians – Renata Przemyk, Jurek Styczyński, Kazik, Siczka, Krzysztof Grabowski and Titus. Together with Szymon Marszałkowski we drove over 2000 kilometers through Poland to collect some auto-graphs and then we brought the guitar to the TV studio for the annual big finale of the whole charity event. We gave the guitar to Jurek Owsiak, the head of the WOŚP charity. He was amazed and almost instantly persuaded

SO FAR HE HAS USED A SMALL TANKER OF PAINT TO DECORATE ANY TYPE OF SURFACE HE CAME ACROSS. HE USES A SMALL DEVICE TO CREATE BIG THINGS. HE LOVES MOTORBIKES, PAINTING AND ROCK N’ ROLL. MEET SZYMON CHWALISZ – OWNER

OF AIRBRUSH STUDIO “STUDIO AEROGRAFU”.

katarzyna strzelectranslation: jakub „bizon” michalski

photography: szymon chwalisz

84

Page 87: Rock Axxess no. 17
Page 88: Rock Axxess no. 17

us to do another one for the Woodstock Festival that he runs. The Woodstock guitar was more my creation, tho-ugh with a bit of help from Szymon. This time we were all very happy with its design. The musicians that I inclu-ded on the guitar were Piotr “Dziki” Chancewicz, Roman Lechowicz, Scott Ian, Paweł “Drak” Grzegorczyk, Konrad Wojda and Jacob Hemphill. During the festival, “Dziki”, Roman and Konrad played this guitar which made it even more special. We’ve already started talking about the next one… We all hope that these guitars will be-come some sort of a symbol of the whole WOŚP charity and Woodstock Festival.

How long did it take you to finish this project?The whole idea took quite long to crystallize but once I started painting, it took some 2 weeks to finish it. Then Szymon Marszałkowski took over, assembled it, tuned, soldered everything, changed the pick-ups and tested it to make sure all went well at Woodstock.

You heard lots of kind words during Woodstock. Is this satisfaction the reason you do all those things? Is this a dream coming through or just another com-mission?

It’s definitely not a commission. I’m putting all my heart into it and I’m glad that somebody believed in this pro-ject and gave me a chance to help other people thro-ugh my work. The satisfaction is huge when musicians, journalists, people of culture and art or sometimes even politicians meet you and congratulate on your work. But the biggest joy is deep inside, when I go to the pediatric ward in a hospital in my home town of Ostrzeszów, and I see the WOŚP charity logo stuck to all this equipment. Then I know that I helped to put a smile on somebody’s face.

It’s nice talking to a person who has a passion.It’s nice talking to a magazine for people with passion.

Let’s go back to the previous question for a while. You ride a bike but you are an educated painter. What was first? Passion for bikes or for painting?I can’t remember… I have some scattered memories from my childhood. I was three and my dad put me on his shiny Avo Simson. I’m not sure I already knew how to use crayons and pencils. Answering this question is a bit like what was first – the chicken or the egg. Let’s say the-se two passions started more or less at the same time.

86

Page 89: Rock Axxess no. 17

Why did you choose aerograph and not, let’s say, tat-tooing? You also need great precision to be a tattoo artist and you apply the paint with a pen-like tool.There aren’t many people in Poland who use aerograph in painting bikes but I think that for each of us the star-ting point was watching American TV shows on our ca-ble TV. I remember watching the first episodes of “Bikers Build Off”, it was long before Orange County Choppers became hugely popular. I saw the brothers painting a bike. Wow! I thought – okay, I can use a pencil or a pa-intbrush, so why not try this devilish tool. So I mixed my passion for bikes with passion for painting and I’ve been doing that for the last 10 years.

You mentioned that there aren’t many of you – the guys who use aerograph for painting bikes. How did you learn to use it properly? What was the first thing you painted?I was learning in… my workshop. It was really a process of trial and error. At that time there were no courses or handbooks. Now it’s a bit different, but it’s all still in the early stages. First thing I painted? [laughs] You know, I’m very cynical when it comes to my first creations. It might have been an attempt at painting a scorpion on an old

80s Suzuki GS. But the first real thing was… much, much later…

What was it?I would have to browse through my archives but one of the earliest ones were paintings on canvas, between 2007 and 2008. Definitely among my most ambitious work. These included a portrait of Zdzisław Beksiński for the Subcarpathian Mint. And it got much better after that. My last painting that made me very proud was a portrait of a great Polish actor Jan Nowicki. He liked it so much that it hangs in his house.

I was about to ask this question because I saw you have a photograph with him. Did you give him the painting?Yes and… I think I can reveal this – Mr. Nowicki asked me to do a second one for his fan. I’m working on it now. I’m glad to know someone like Jan Nowicki and that my work is highly-valued by someone who I respect so much as an expert in philosophy, art and life in general.

Congratulations. That must be something special…When I heard his voice on the phone, my hands were

87

Page 90: Rock Axxess no. 17

shaking like I was about to write my first test at school… amazing feeling.

Speaking about authorities. Who would you call your idol? Is it a musician, a speedway rider or an actor?I was talking to Mr. Nowicki about authorities. I admitted that the biggest one for me is Witkacy, then Gustaw Ho-loubek and Jan Nowicki. An authority for me is someone who is respected in every area of life – philosophy, art, behavior and general views. I never considered anyone an idol. I don’t like this word. There are people I respect, people who inspire me, those who are able to make me laugh and others who show me the path to happiness through their wise words and common sense.

This year marks the 10th anniversary of your work. How do you celebrate it?I work [laughs]. I don’t have time to celebrate, but I do-n’t consider these 10 years wasted time and I don’t think about changing my job. I spent my birthday in Media Studio in Warsaw. “Dziki” was recording a new single of his band – Wild Pig (great rock n’ roll!) – and he was using our Woodstock guitar. So you see, I don’t have time to celebrate anything.

You call yourself a graphic artist and a painter. Did you swap canvas for other surfaces permanently or do you still use your paintbrush from time to time?

I do. Next year I will have an exhibition in Biłgoraj. I’ll di-splay about 20 of my paintings. I’m trying to paint “my stuff” whenever I can. I’m really fond of pastels, proba-bly thanks to Witkacy. I also love linocut technique. The truth is, however, that I have to spend most of my time painting bikes to earn money. But I still like creating clas-sic paintings.

Is this creativity of yours also reflected in your every-day life? Any great paintings at your home or on your car or bike?Of course. Well, maybe I don’t have that many of my pa-intings on my walls, because I usually sell most of them. I never had an “ordinary” motorbike. It’s a bit different with cars. My current car is a 27-year-old Chevrolet Bla-zer and… well, you know… you can’t really mess around with the classics. We’ll see. I love hand-made things, I’m an individualist. I paint my own t-shirts or sneakers. I ne-ver tried to get any treatment for this. [laughs]

It’s not anything life-threatening, you don’t need any treatment [laughs]. Are there any colors that you use more often than others? Did you ever try to count how much paint you used throughout the years?Good question. Mathematics is my girlfriend’s hobby so that would be a good task for her for all those long cold evenings. Probably a small tanker. In terms of colors, I also try to be original. The warmest color for me is black, al-

88

Page 91: Rock Axxess no. 17

though it doesn’t really appear in nature because there’s always some light around it. But it’s the deepest and the richest of all colors, that’s why it seems so mysterious to me. During my studies, I was really into earthy colors – brown, beige, bistre, sepia… Now I’m more into exploring the whole palette. I think it’s more important in painting to choose the right palette of colors that will look good together than to pick the correct tone of a specific color.

Tell us something about the Lost Love – Judas Priest Tribute project.Krzysiek “Yamak” Bandurski, who owns a bike, phoned me one day and had an idea about painting it. He plays a little, he works as a sound tech and he’s a huge Judas Priest fan. Our first discussions were just like throwing in some general ideas. He wanted to have his bike pain-ted with some rock motifs. We were thinking about rock stars, about mixing different areas of rock, like Stones, Sabbath, Kiss… and then this idea struck. Judas Priest and their album, Nostradamus. Yamak has a lot of stuff, including a limited book that tells the story of this re-cord. Great sketches and drawings. When I saw them, the whole idea just started to crystallize. We added some song lyrics on the mudguards, it really went down well. The amount of detail was just unbelievable but I knew that this project was so important, that we just had to make it special. We already knew that we would meet the band during their last year’s gig in Poland. We fini-

shed painting it and Krzysiek went to Katowice to meet the guys. I couldn’t be with him because I was attending Polish championships for custom bikes in Poznań where some of my machines were candidates in the Best Pa-inting category but I was in touch with Yamak all the time. When the band went out after the gig and saw the bike… they were left speechless. Rob Halford could not believe it was painted and said it was the only bike in the world autographed by Judas Priest.

Is there still anything that you would like to paint? Any challenge or a dream that hasn’t come true yet?Dreams don’t come true, you have to make them true. I don’t know what’s ahead of me in my professional care-er. I’m happy that people still come to me saying, “man, I like jazz. I’m leaving my bike in your hands, figure out something, I know it will be great.” This trust in me and my abilities means a lot to me. I’m glad that by creating something exclusive, I’m giving those people something no other person has. It often reflects their dreams and passions. The history, the message it conveys, the hid-den meaning… It’s more important than what shape or surface it is. I love seeing the smile on people’s faces when they come to my workshop to see their gems.

If you want to go on this amazing journey through the world of colors and passions, please visit www.facebook.com/aerograf.chwalisz.

89

Page 92: Rock Axxess no. 17

rock live

mastersof rock11-14.07.2013vizovice, czech republic

photography: agnieszka „vspectrum” Jędrzejewskawww.vspectrum.blogspot.com

Page 93: Rock Axxess no. 17

lordi

agni

eszk

a „vs

pect

rum

” Jęd

rzej

ewsk

a

Page 94: Rock Axxess no. 17

powerwolf

moonspell

agni

eszk

a „vs

pect

rum

” Jęd

rzej

ewsk

aag

nies

zka „

vspe

ctru

m” J

ędrz

ejew

ska

Page 95: Rock Axxess no. 17

avantasia

arkona

agni

eszk

a „vs

pect

rum

” Jęd

rzej

ewsk

aag

nies

zka „

vspe

ctru

m” J

ędrz

ejew

ska

Page 96: Rock Axxess no. 17

the 69 eyes

Page 97: Rock Axxess no. 17

the 69 eyes

agni

eszk

a „vs

pect

rum

” Jęd

rzej

ewsk

a

agni

eszk

a „vs

pect

rum

” Jęd

rzej

ewsk

a

Page 98: Rock Axxess no. 17

anneke

brainstorm

agni

eszk

a „vs

pect

rum

” Jęd

rzej

ewsk

aag

nies

zka „

vspe

ctru

m” J

ędrz

ejew

ska

Page 99: Rock Axxess no. 17

elvenking

accept

agni

eszk

a „vs

pect

rum

” Jęd

rzej

ewsk

a

Page 100: Rock Axxess no. 17

audrey horne

devin townsend

agni

eszk

a „vs

pect

rum

” Jęd

rzej

ewsk

a

Page 101: Rock Axxess no. 17

lordi

primal fear

agni

eszk

a „vs

pect

rum

” Jęd

rzej

ewsk

a

Page 102: Rock Axxess no. 17

map of rock

skarb Nibelungów

Złoto Renu,

Lorelei,

i nazistowski amfiteatr...

agni

eszk

a „vs

pect

rum

” Jęd

rzej

ewsk

a

Page 103: Rock Axxess no. 17

Żeglarzu – twa łódka w końcuPryśnie o głazu skraj:

Swą pieśnią urzekającąZabija Lorelei...

Heinrich Heine „Pieśń o Lorelei” (przekład Stefan Zarębski).

agnieszka lenczewska, foto: wikimedia

Page 104: Rock Axxess no. 17

Piękny jest wijący się meandrami Ren w okolicach Sankt Goarshausen. Otoczony wzgórzami, jak migotliwy wąż wije się przez dolinę. Niewielkie urokliwe miasteczko, zamki od stuleci stojące na

straży okolicznych winnic i uprawnych pól. I Ren – rze-ka życia. Dolina Środkowego Renu (niem. Mittelrheintal) jest jednym z najbardziej malowniczych zakątków kraju naszych zachodnich sąsiadów. Jej 65-kilometrowy odci-nek pomiędzy miejscowościami Bingen (tego od słynnej mistyczki, lekarki, zakonnicy – Hildegardy z Bingen) a Koblencją został wpisany w 2002 r. na listę Światowe-go Dziedzictwa UNESCO. Miejsce to w XVIII w. rozrekla-mowali w Europie, wręcz odkryli dla turystyki, młodzi przedstawiciele brytyjskiej arystokracji (wśród nich Lord Byron), zatrzymujący się tu w drodze do słonecznej Italii. Wraz z rozkwitem epoki romantyzmu dolina stała się po-pularnym celem podróży arystokracji i inteligencji nie-mieckiej, która wskrzesiła lokalne klechdy, wypracowu-jąc romantyczną wizję regionu. W okresie tym powstało wiele opowiadań nawiązujących do legendy o dwóch wrogich sobie braciach, o postaci Rolanda czy Lorelei. Zacytowany przeze mnie powyżej utwór Heinego jest jednym z przykładów inspiracji miejscowymi legendami.Lampka reńskiego wina, poemat Heinego i można, nie-malże kierując się głosem legendarnej uwodzicielki, udać się na zwiedzanie przepięknej okolicy. Nie tylko mi-łośnicy historii i amatorzy twórczości Richarda Wagnera, ale również „zwykli” headbangerzy mogą w Sankt Goar-shausen wiele zobaczyć. Oprócz uroczych, zadbanych domów, krętych uliczek i niesamowitej panoramy Renu oglądanej ze skały Lorelei, Sankt Goarshausen oferuje rockowemu pielgrzymowi znakomitą miejscówkę na koncert. Celem jest przepięknie położony Freilichtbüh-ne Loreley.

Przepiękna panorama Renu, pobliskie zamki Kot (Burg Katz) i Mysz (Burg Maus), legendy i mity, i wreszcie twór-czość Richarda Wagnera zainspirowały nazistów. Dolina Środkowego Renu stała się dla nich krainą germańskich mitów o blondwłosych herosach, walecznych rycerzach, skarbach, potyczkach z wrogami, Zygfrydzie i skarbie Ni-

belungów. By tę aryjską tradycję kultywować, należało dać jej odpowiedni entourage. Właśnie w Sankt Goar-shausen w pobliżu Skały Lorelei wybudowano amfiteatr znany z Parteitagów i innych propagandowych akcji. Zaprojektowany przez Hermanna Senfa i wybudowany w latach 1934-1939 amfiteatr był jednym z wielu tzw. Thingstätte na terenie ówczesnej III Rzeszy (jeden z nich, świetnie zachowany, znajduje się na Górze Św. Anny nie-daleko Opola). Idea budowy takich teatrów, jak i sama nazwa, nawiązywały do starogermańskich Thingów – zgromadzeń wolnych mężczyzn z poszczególnych ple-mion germańskich. Budowano je w romantycznej sce-nerii ruin, skał lub kamieniołomów. Gigantyczny teatr na wolnym powietrzu mieszczący pięć tysięcy miejsc siedzących i kilkanaście tysięcy miejsc stojących, w któ-rym odbywały się swoiste „msze” nazistów, przedstawie-nia potęgi narodu niemieckiego, pełne blichtru i kultu boskości Führera. 21 czerwca 1939 roku teatr oddano w ręce publiczności. Pierwszym dziełem „na afiszu” był dra-mat Schillera Wilhelm Tell. Po upadku III Rzeszy ta forma monstrualnego teatru dla mas upadła. Przez kilkanaście powojennych lat obiekt stał niewykorzystany.

W 1968 roku otworzył swoje podwoje najpierw dla or-kiestr symfonicznych, przedstawień teatralnych i gwiazd popu, a od 1976 roku na stałe zagościł w nim kudłaty tłum rockersów. Pierwszym rockowym zespołem, który zagrał na estradzie Freilichtbühne Loreley była grupa Genesis (A Trick of the Tail Tour). Trzeciego lipca 1976 roku muzycy zagrali takiej utwory, jak m.in.: Supper’s Ready, The Cine-ma Show, Firth of Fifth, czy Entangled. Rock progresywny gości zresztą bardzo często na scenie Freilichtbühne Lo-reley. Miłośnicy Marillion uwielbiają zarejestrowany 18 lipca 1987 roku właśnie w Sankt Goarshausen koncert Live From Loreley. Tego dnia na scenie amfiteatru mieli-śmy prawdziwy Zmierzch Bogów (Götterdämmerung). Jeden z ostatnich koncertów Marillion z Fishem. Rocko-wy teatr, jakiego już nigdy nie będzie. Moc i potęga, a dla wielu miłośników „dań rybnych” – łabędzi śpiew zespołu. Świetną inicjatywą jest również odbywający się od 2006 roku festiwal Night of the Prog. Na plakacie promującym

102

Page 105: Rock Axxess no. 17

Dance), również został zarejestrowany w okolicznościach przyrody ślicznego miasteczka nad Renem. Nazwa „zło-to Renu” zobowiązuje. Warto nadmienić, że teatrem w Sankt Goarshausen administruje firma SMG Europe (tak, ta od nieszczęsnego wrocławskiego stadionu) i robi to bardzo skutecznie. Obiekt, może z wyjątkiem sezonu zi-mowego, jest bardzo często wykorzystywany, zarówno na przedstawienia teatralne i operowe, jak i na koncerty rockowe.

Muzyka muzyką, ale przecież Sankt Goarshausen to nie tylko postnazistowski amfiteatr. To również małe, kręte uliczki, zadbane domy i pensjonaty, górujące nad Re-nem zamki (w tym potężna forteca Rheinfels) destylar-nie i pijalnie reńskiego wina oraz Skała Lorelei, dla której przyjeżdżają tu turyści z całego świata. Wznosząca się ponad 120 metrów nad poziom Renu skała jest wielką atrakcją turystyczną nie tylko ze względu na legendę i istniejącą na niej rzeźbę pięknej Lorelei, lecz także (a może przede wszystkim) dzięki specyficznemu układowi skał w tym wąskim przesmyku Renu. Ponoć przy sprzyja-jących wiatrach nawet dziś można usłyszeć „śpiew Lore-lei”, czyli echo do złudzenia przypominające melodyjne zawodzenia legendarnej nimfy. Ren w tym miejscu jest najwęższy na całym swoim przebiegu (113 metrów) i bardzo niebezpieczny. Często dochodziło tutaj do kata-strof statków, łodzi rybackich. Romantyczna opowieść o złotowłosej Lorelei kuszącej rybaków swym śpiewem ma swoje uzasadnienie również w historii.

imprezę – rzecz jasna, złotowłosa Lorelei. Zmieniają się tylko wykonawcy. A ci z roku na rok są coraz lepsi. Nie dziwne zatem, że każdego roku Sankt Goarshausen staje się mekką, do której pielgrzymują wyznawcy progrocka. Kto zagrał podczas ośmiu edycji festiwalu? Dream The-ater, Riverside, Steven Wilson z zespołem, Opeth, Cara-van, Magma, Marillion, Eloy, Devin Townsend Project, Pain of Salvation. Znakomita rekomendacja dla tego roz-wijającego się festiwalu.

Amfiteatr w Goarshausen gościł również u siebie wyko-nawców nadawanego od 1974 roku cyklicznego, kulto-wego wręcz programu Rockpalast stacji Westdeutscher Rundfunk (WDR). Jedną z pamiątek z programu jest kon-certowy album Paula Rodgersa Live: The Loreley Tapes (1996). Na betonowej scenie pamiętającej czasy Adolfa Hitlera gościli również uczestnicy Bizarre Festival. W la-tach 1981–1985 pod nazwą Loreley Open Air Festival za-grali m.in.: U2 (ze szprechającym Bono), Rory Gallagher, Simple Minds czy Lynyrd Skynyrd.

Amfiteatr jest przyjaznym miejscem dla fanów metalu. Tegoroczna edycja Metal Fest okazała się sukcesem fre-kwencyjnym, artystycznym i komercyjnym. A metalowy szlak przecierała tu m.in.: Metallica czy Megadeth. To urocze miejsce o świetnej akustyce zostało uwiecznio-ne na wielu płytach. Wspomniany przeze mnie koncert Marillion to nie wszystko. Album Rheingold (2008) Klausa Schulze, z gościnnym udziałem Lisy Gerrard (Dead Can

Page 106: Rock Axxess no. 17
Page 107: Rock Axxess no. 17

The Rhine Gold, Lorelei, Nibelung treasure

and a Nazi amphitheater…

map of rock

Page 108: Rock Axxess no. 17

The Rhine is truly beautiful in the area of Sankt Goarshausen. Surrounded by hills, it meanders though the valley like a shiny snake. A small, charming town, castles that has guarded the

neighboring wineries and cultivated fields for centuries. And the Rhine – the river of life. Middle Rhine Valley is one of Germany’s most stunning places. In 2002, a 65 ki-lometer section between Bingen (the town that’s known thanks to the famous mystic, healer and nun – Hildegard of Bingen) and Coblenz was marked as UNESCO’S World Heritage Site. This place became popular among Euro-peans and discovered for tourism in the 18th century by young British aristocrats (including Lord Byron) who

used to stop here on their way to sunny Italy. With the beginning of the Romantic period, the valley became a popular place for aristocracy and German intellectuals, who reminded people of the local myths and created the romantic atmosphere in the region. In this period many stories were written, based on the legends of Roland, Lo-relei or two antagonistic brothers. The abovementioned poem by Heine is one of many inspired by those local legends.

Have a glass of the Rhine wine and you can start admiring this beautiful neighborhood, as if charmed by the voice of the legendary seducer. Sankt Goarshausen can be in-

Heinrich Heine, „The Lorelei”

I think that the waves will devourThe boatman and boat as one;

And this by her song’s sheer powerFair Lorelei has done

agnieszka lenczewska, photography: wikimedia

106

Page 109: Rock Axxess no. 17

teresting not only to those who are into history and fans of Richard Wagner, but also to headbangers. Apart from the charming, well-kept houses, small winding alleys and the stunning panorama of Rhine seen from the Lorelei rock, Sankt Goarshausen offers a great spot for rock con-certs. The place is called Loreley Open Air Theater.

This panorama of Rhine along with the neighboring ca-stles Cat (Burg Katz) and Mouse (Burg Maus), legends and myths, as well as the works of Richard Wagner, were inspiring for Nazis. Middle Rhine Valley became the land of legendary blonde heroes, brave knights jousting with enemies, Siegfried and the Nibelung treasure. To culti-vate this Aryan tradition, they needed to prepare the whole setting. The place in Sankt Goarshausen near the Lorelei rock was chosen for an amphitheater that was intended to host political conventions and other propa-gandist events. It was designed by Hermann Senf and built between 1934 and 1939, and was used as one of many Thingspiele across the Third Reich. The idea for bu-ilding such places and their name was connected to the old German things – gatherings of all the free members of German tribes. They were built in romantic sceneries in the mountains, near big rocks or quarries. It was a gi-gantic open-air venue that could offer up to 5000 seats and further several thousand standing spots for all those who attended the Nazi “masses” – spectacles that were supposed to show the nation’s power and Fuehrer’s divi-nity. The theater was opened on 21 June 1939. The first play performed there was Schiller’s William Tell. After the fall of the Third Reich, the idea of a gigantic “mass the-ater” fell down as well. For several years after the war, the place remained unused.

In 1968, it was re-opened, first for symphonic orchestras, theatrical performances and pop stars. Since 1976 it has been welcoming big crowds of hairy rockers. The first rock group that played in Lorelei was Genesis (A Trick of the Tail tour). On 3 July 1976 the band played such clas-sics as Supper’s Ready, The Cinema Show, Firth of Fifth and Entangled. Progressive rock is featured heavily on the Lo-relei scene. Fans of Marillion love the Live from Loreley concert the band played and recorded there on 18 July 1987. It was a real dawn of the gods – one of the band’s last shows with Fish. A true theatrical performance, ne-ver to be repeated. Sheer power and, to many, Marillion’s swan song. Since 2006 the stage has hosted the Night of the Prog festival. The promo poster features, of course, the golden-haired Lorelei. Each year a different bunch of artists comes to Sankt Goarshausen. The town became

a real Mecca for prog fans. Wanna know some names of the bands that performed during those eight years? Dream Theater, Riverside, Steven Wilson and his band, Opeth, Caravan, Magma, Marillion, Eloy, Devin Town-send Project and Pain of Salvation. It’s a perfect recom-mendation for this great festival.

The amphitheater also hosted the bands who perfor-med on a cult TV show Rockaplast, that aired since 1974 on Westdeutscher Rundfunk (WDR). One of the albums recorded and released thanks to this show was Paul Rod-gers’ Live: The Loreley Tapes (1996). Bizarre Festival was another event that took place on this stage. Between 1981 and 1985, Loreley Open Air Festival hosted, among others, U2 (with Bono speaking German), Rory Galla-gher, Simple Minds and Lynyrd Skynyrd.

The place is also very metal-friendly. This year’s Metal Fest proved to be a commercial and artistic success. Among the very first metal bands that played in Lorelei were Metallica and Megadeth. This charming place with great acoustics was immortalized on many live albums, apart from the abovementioned Marillion CD. Another one is Klaus Schulze’s Rheingold (2008) with guest per-formance by Lisa Gerrard (Dead Can Dance), also recor-ded in this amazing scenery. The venue is administered very professionally by SMG Europe. Except for the winter season, it is often used for theatrical and operatic perfor-mances as well as rock concerts.

But let’s not talk about music for a while, for the former Nazi amphitheater is not the only attraction of Sankt Goarshausen. The town is also known for its narrow winding alleyways, well-kept houses and guesthouses, castles that dominate the scenery over the Rhine (inclu-ding the mighty fortress Rheinfels), distilleries and wine bars where you can taste the Rhine wine, and of course the Lorelei rock – the main attraction for tourists from all over the world. The 120m high rock is popular not only because of the legends and the sculpture of the beau-tiful Lorelei, but also (or maybe mainly) because of the peculiar shape and lay-out of rocks in this narrow Rhi-ne passage. People say that if you’re lucky, you can even hear “the song of Lorelei” – an echo that imitates the melodic voice of the legendary nymph. This is the area when Rhine is narrowest – only 113 meters – and very dangerous. It often witnessed catastrophes involving ships and fishing boats. The romantic story about the golden-haired Lorelei, who seduces the fishermen with her voice, lives on.

107

Page 110: Rock Axxess no. 17

JAKUB „BIZON” michalski

W STANACH WCIĄŻ SĄ UWIELBIANI, WE WŁA-SNYM KRAJU – WIELKIEJ BRYTANII – MAJĄ

SPORE GRONO ODDANYCH FANÓW. W POLSCE DZIŚ MAŁO KTO O NICH PAMIĘTA, KOJARZĄ SIĘ GŁÓWNIE Z WIELKIMI HITAMI Z LAT 80.

PARAFRAZUJĄC PEWIEN NIEZBYT WYSZUKA-NY DOWCIP O NICH – CO MA DZIEWIĘĆ RĄK I WCIĄŻ GRA, MIMO ZALICZENIA WSZYSTKICH

MOŻLIWYCH NIESZCZĘŚĆ, JAKIE CZYHAĆ MOGĄ NA ZESPÓŁ ROCKOWY? DEF LEPPARD!

96

Page 111: Rock Axxess no. 17

hity znacie...ON THROUGH THE NIGHT (1980)

8/10Mimo że zespół powstał już w 1977 roku, na debiut płytowy muzycy z Sheffield musieli czekać aż dwa lata. The Def Leppard E.P. – mała płyta za-wierająca trzy utwory – rozeszła się błyskawicznie, więc nagranie pierw-szego pełnego albumu było tylko kwestią czasu. Zespół wszedł do stu-dia nagraniowego pod koniec 1979 roku z nowym perkusistą, niespełna szesnastoletnim Rickiem Allenem, oraz z pierwszymi sukcesami na koncie. Grupa zdążyła już zagrać w sławnym Hammersmith Odeon jako support Sammy’ego Hagara oraz roz-grzewać publiczność przed występa-mi AC/DC, zaś singiel z debiutanckiej EPki był nadawany na antenie BBC Radio 1, gdzie cieszył się dość sporą popularnością. Ze względu na gita-rowy charakter muzyki zespołu Def Leppard zostali wrzuceni do worka o nazwie New Wave of British Heavy Metal i z miejsca stali się, wraz z Iron Maiden, liderami tej nowo powstałej muzycznej fali. Niestety fakt ten, choć z początku przynoszący pewne ko-rzyści, w dalszej perspektywie raczej zaszkodził grupie, niż pomógł. Leps, w przeciwieństwie do Maidenów czy pozostałych młodych i głośnych ze-społów brytyjskich, czerpali bowiem nie tylko z muzyki metalowej i klasy-ki hard rocka, ale także z glam rocka i muzyki pop. Ta otwartość na przy-stępniejsze brzmienia zwróciła się przeciw nim w późniejszych latach i zaowocowała statusem jednego z najbardziej znienawidzonych przez fanów metalu zespołów. Na On Thro-ugh the Night mamy jednak więcej niż solidną dawkę znakomitego gitaro-wego grania, prawdziwie wybucho-wą mieszankę hardrockowej prostoty spod znaku AC/DC i bardziej wyszu-kanych pomysłów, które były z pew-nością następstwem fascynacji mło-dych muzyków pierwszymi płytami Queen. Pierwsze dwa utwory – Rock Brigade i Hello America – definiują wczesny styl grupy. Szybko, konkret-nie, bez ciągnących się bez końca solówek, ale jednocześnie szalenie melodyjnie. Tak naprawdę pierwsza chwila wytchnienia przychodzi wraz

109

z klimatycznym wstępem do szóste-go na płycie When the Walls Came Tumbling Down. To jednak zaledwie moment, bo już po minucie perku-sja Ricka Allena zaczyna prowadzić ten utwór w rejony bliższe temu, co w tym samym czasie nagrywali Iron Maiden. Najbardziej znaną kompozy-cją z płyty jest niewątpliwie pierwszy singiel, Wasted – jedyny numer z de-biutu grany przez zespół w miarę re-gularnie po dziś dzień. Riffu i całości partii gitarowych, granych przez Ste-ve’a Clarka i Pete’a Willisa, nie powsty-dziłaby się sama Metallica, gdyby już wtedy istniała… Niezwykle udany debiut Def Leppard zamyka Overtu-re – najbardziej złożona kompozycja na płycie i najdłuższy kawałek w hi-storii Def Leppard, nawiązujący dość śmiało do wczesnej twórczości Rush. OTTN to najcięższa płyta grupy, czę-sto ignorowana przez fanów metalu ze względu na późniejsze grzechy zespołu. Warto jednak pozbyć się nie-potrzebnych uprzedzeń, bo pierwszy krążek Def Leppard to bardzo udane wprowadzenie do historii grupy.

HIGH ‘N’ DRY (1981) 8/10

Przed nagraniem drugiej płyty miało miejsce wydarzenie o niebagatelnym znaczeniu w kontekście całej historii zespołu. Muzycy poznali producenta m.in. najbardziej znanych płyt AC/DC, Roberta Johna „Mutta” Lange. Dla jednych jest to prawdziwy początek drogi Def Leppard na rockowy szczyt, dla innych – zwiastun początku koń-ca grupy. Jedno jest pewne – Lange na zawsze zmienił brzmienie Def Lep-pard. Na High ‘n’ Dry słychać to jesz-cze stosunkowo najmniej, ale nie da się nie zauważyć, że grupa w dużej mierze zrezygnowała z gitarowego ja-zgotu i bardziej złożonych kompozy-cji na rzecz przestrzeni brzmieniowej i hardrockowej prostoty, znanej choć-by z płyt australijskich podopiecz-nych „Mutta”. Tę zmianę słychać już na trzech pierwszych kompozycjach z płyty: singlowym Let it Go, w którym Joe Elliott całkiem zręcznie podrabia wokalistów AC/DC, w drapieżnym Another Hit and Run czy w może nie-zbyt wyszukanym, ale wpadającym w

ucho utworze tytułowym. Potem jed-nak następuje coś, czego jeszcze rok wcześniej nie przewidziałby chyba sam zespół – ballada. I to jaka! Brin-gin’ on the Heartbreak zapewniła gru-pie spory rozgłos dzięki teledyskowi puszczanemu w nowo powstałej stacji MTV i w kolejnych latach stała się jednym z katalizatorów wybuchu popularności hair metalu. Chórki w refrenach wykonywane przez niemal wszystkich członków grupy stały się charakterystyczną cechą twórczości kwintetu z Yorkshire. Szkoda, że w ra-dio i telewizji po Bringin’… nie pusz-czano instrumentalnego numeru, który na płycie jest z balladą połączo-ny – Switch 625. Do dziś jest to jeden z bardziej ekscytujących momentów podczas występów Def Leppard, mimo że gitarowy pojedynek na sce-nie toczy teraz zupełnie inna dwójka gitarzystów niż ta, która nagrywała utwór w studio. Druga połowa płyty wcale nie prezentuje się mniej cieka-wie. Fanom Kiss musi spodobać się kapitalny kawałek You Got Me Run-nin’, który byłby ozdobą każdej płyty wspomnianego zespołu. Być może nieco słabszym punktem krążka jest niezbyt ciekawy numer On Through the Night (nic dziwnego, że zabrakło dla niego miejsca na płycie o tym sa-mym tytule), ale poprzedzające go Lady Strange i następujące po nim Mirror, Mirror (Look Into My Eyes) to hard rock najwyższej próby. Zwłasz-cza drugi z nich znakomicie się rozpę-dza i fantastycznie brzmiał na koncer-tach, gdy jeszcze zespół przypominał sobie czasem, że przed wydaniem płyty Pyromania zdążył nagrać dwa inne krążki… I tylko okładki stworzo-nej przez duet Hipgnosis, odpowie-dzialny między innymi za najbardziej kultowe okładki płyt Pink Floyd, do dzisiaj zrozumieć nie potrafię.

PYROMANIA (1983) 9/10

I stało się! Kropla drąży skałę. Kroplą w tym przypadku okazał się wspo-mniany teledysk do Bringin’ on the He-artbreak. O grupie zrobiło się głośno. Wielki sukces musiał w końcu przyjść. Nadszedł wraz z wydaniem płyty Pyromania. Dziesięć porywających

Page 112: Rock Axxess no. 17

kompozycji, łączących hardrockową energię z niesamowitą melodyjno-ścią i przystępnością. Dwa pierwsze single – Photograph i Rock of Ages – zna większość fanów rocka. Prawdzi-wą siłą tej płyty są jednak mniej znane nagrania oraz zręczne żonglowanie tempem i klimatem. Rock! Rock! (Till You Drop) oraz Stagefright to uda-ne nawiązanie do brzmienia dwóch pierwszych płyt. Z kolei nieco zapo-mniany ostatni singiel z płyty – Too Late for Love – i zamykający album Bil-ly’s Got a Gun utrzymane są w średnim tempie, ale oba wyróżniają się nieco tajemniczym klimatem i znakomity-mi chórkami. Najjaśniej na płycie lśni Die Hard the Hunter – antywojenny protest song, którego tytuł stał się po-dobno inspiracją dla muzyków grupy Hunter przy wymyślaniu nazwy dla zespołu. Na płycie słyszymy aż trzech gitarzystów. Członek oryginalnego składu i jeden z głównych kompozy-torów, Pete Willis, został wyrzucony z zespołu w trakcie sesji nagraniowych. Gitarzysta częściej ćwiczył z butelką niż z gitarą. Zdołał nagrać większość podkładów gitarowych na nową pły-tę, ale resztę roboty, w tym większość solówek, wykonał już Phil Collen, zna-jomy zespołu, który dołączył do Def Leppard dzień po pozbyciu się Willisa. Pyromania to produkt niemal dosko-nały. Grupa brzmi tu o wiele dojrzalej niż na dwóch pierwszych albumach, kompozycje są bardziej zróżnico-

110

wane brzmieniowo i stylistycznie, a „Mutt” Lange nie zdołał jeszcze cał-kiem zabić rockandrollowego ducha muzyków swoją sterylną produkcją, choć można się już przyczepić do na-zbyt sztucznego brzmienia perkusji. Później jednak, w przypadku więk-szości płyt, było już tylko gorzej.

HYSTERIA (1987)6/10

„Mutt” wycofuje się z projektu z po-wodu przepracowania, praca z innym producentem okazuje się kompletną klapą, kolejne sesje torpedują także komplikacje zdrowotne wokalisty oraz uzależnienie niektórych mu-zyków od alkoholu. Wreszcie „Mutt” wraca do pracy, ale z przerwami na rehabilitację po wypadku samocho-dowym… Aha, i jeszcze w wyniku in-nego wypadku perkusista traci rękę. Tak w skrócie wyglądały przygoto-wania do nagrywania płyty Hysteria. Nikt pewnie nie miałby pretensji, gdyby grupa w tym momencie dała sobie spokój z karierą, a jej członko-wie zajęli się uprawianiem ogródka. Tak się jednak nie stało. Nagranie i zmiksowanie Hysterii zajęło prawie 4 lata. Efekt tych nagrań trudno ocenić jednoznacznie. Z jednej strony grupa odniosła niesamowity sukces komer-cyjny i finansowy, choć w Ameryce, o dziwo, nie było tak różowo do czasu,

gdy zespół wydał na singlu utwór Pour Some Sugar on Me – dziś najbar-dziej znaną kompozycję Def Leppard. Nagranie stało się niezwykle popu-larne wśród striptizerek i sprawiło, że ponad rok po premierze płyty Hyste-ria była płytą numer 1 po drugiej stro-nie Atlantyku. Każdy z 12 kawałków to potencjalny hit, nic więc dziwne-go, że aż 7 z nich wydano na singlach i każdy z tych siedmiu singli radził so-bie świetnie. W czym zatem problem? W tym, że Hysteria to plastik. „Mutt” Lange skutecznie wytępił z organi-zmu o nazwie Def Leppard wszelkie ślady polotu, szaleństwa i rockandrol-lowej nieprzewidywalności. Hysteria brzmi jakby nagrywały ją świetnie zaprogramowane roboty i jest całko-witym zaprzeczeniem techniki reje-strowania utworów na żywo. Fiksacja producenta na punkcie sterylnego brzmienia doprowadziła do tego, że zespół spędzał po kilka miesięcy nad jedną kompozycją. W dodatku najlepsze numery napisane podczas sesji na płytę nie trafiły (ale o tym później). Megahit Pour Some Sugar on Me to mocny kandydat do miana naj-gorszego kawałka Def Leppard, kolej-ne dwa spore przeboje – Animal czy Armageddon It – to zgrabne softroc-kowe piosenki, niezwykle chwytliwe, ale nadawałyby się bardziej dla póź-niejszej (a obecnie już byłej) małżonki „Mutta”, Shanii Twain. Czy zatem jest na tej płycie coś wartego uwagi? Ow-

Page 113: Rock Axxess no. 17

szem. Jeśli już zapomnimy o tym pla-stikowym brzmieniu, może spodo-bać się hołd dla idoli Def Leppard w postaci utworu Rocket, a także przy-jemna pościelówa Love Bites – jeden z najbardziej znanych kawałków Def Leppard. Przede wszystkim spodobać mogą się utwory niesinglowe. Gods of War to jedna z najlepszych rzeczy, ja-kie ten zespół kiedykolwiek stworzył. Jak widać i słychać, tematyka wojen-na w wydaniu Def Leppard spraw-dza się nad wyraz udanie. Sterylna produkcja nie dała rady zabić polotu szybkiego i pełnego energii Run Riot czy nawiązującego do wcześniej-szych wydawnictw utworu Excitable. Płytę można lubić lub nie, jednak to właśnie Hysteria wywindowała zespół do poziomu megagwiazd i stała się jedną z najlepiej sprzedających się płyt w historii przemysłu muzyczne-go. Ze statystykami nie można dys-kutować. Jakość zawartej na płycie muzyki jest już jednak jak najbardziej sprawą dyskusyjną…

ADRENALIZE (1992) 6/10

Gdy wydawało się, że przy okazji na-grywania poprzedniej płyty zespół wyczerpał już limit pecha, kłopoty zaczęły się od nowa. Większość mu-zyków Def Leppard po chwilowym zachłyśnięciu się sławą nauczyła się radzić sobie z nową rzeczywistością.

Phil Collen całkowicie zrezygnował z alkoholu, niestety drugi z gitarzystów, Steve Clark, pił za dwóch. Po kilku nie-udanych odwykach w sierpniu 1990 roku Clarka wysłano na przymusowy półroczny urlop, w trakcie którego miał wziąć się w garść. Niestety nie dożył końca zawieszenia. W styczniu 1991 roku znaleziono go martwego w jego domu w Chelsea. Przyczyną śmierci było zmieszanie alkoholu z le-kami przeciwbólowymi przepisanymi mu na złamane jakiś czas wcześniej żebra. Clark zdążył wziąć udział w komponowaniu siedmiu z dziesięciu utworów, które trafiły na Adrenalize, na płycie wszystkie partie gitary na-grał jednak Collen, który stanął przed sporym wyzwaniem, gdyż styl gry obu gitarzystów znacznie się różnił. Niestety nie było różnicy jakościowej pomiędzy nową płytą a jej poprzed-niczką. A jeśli była, to raczej nie na korzyść Adrenalize. „Mutt” Lange był zajęty pracą nad nową płytą Bryana Adamsa, pełnił więc jedynie funkcję producenta wykonawczego. Piętno, które odcisnął w poprzednich latach na brzmieniu zespołu było niestety wciąż mocno odczuwalne. Na Adre-nalize dominują lekkie pop-rockowe i niezbyt wymagające numery pokroju Heaven Is, Make Love Like a Man, Stand Up czy Tear It Down. W sam raz dla wspomnianego nieco wyżej Bryana Adamsa. Niby słucha się przyjemnie, ale na żadne głębsze doznania nie

ma co liczyć. Nawet tej przyjemności brakuje jednak przy głupawym I Wan-na Touch U. Są też i lepsze momenty. Takim jest na pewno jedna z lepszych rockowych ballad – Have You Ever Needed Someone So Bad. Nie można odmówić uroku i ciekawego klimatu innej balladzie – Tonight – chociaż ta brzmi o niebo lepiej w wersji aku-stycznej, wydanej rok później na sin-glu Two Steps Behind. Główny singiel z płyty – Let’s Get Rocked – to już rocko-wy klasyk, choć nie odbiega znacznie poziomem od Pour Some Sugar on Me, czyli swojego odpowiednika z płyty poprzedniej. Najcenniejszą perłą na Adrenalize jest najdłuższa kompo-zycja na krążku – siedmiominutowe White Lightning, poświęcone pamięci Clarka, być może najambitniejszy nu-mer w całej dyskografii zespołu. Po-dobnie jak w przypadku Hysterii wiele z najlepszych rzeczy nagranych pod-czas sesji do Adrenalize nie weszło na płytę. Na szczęście zespół nie pozwo-lił im przepaść w archiwach.

RETRO ACTIVE (1993) 9/10

Co otrzymamy, gdy zgromadzimy na jednym krążku kawałki, które według zespołu były za słabe, żeby dostać się na dwie poprzednie, niezwykle popu-larne, ale średnio udane płyty? Logika podpowiada, że nudny album z kiep-skimi kawałkami. Ale logika chyba

Pochodzący z Londynu Phil Collen to dobry znajomy muzyków z Iron Ma-iden. Panowie wychowywali się w tej samej okolicy. W 1980 roku Phil prawie

został nowym gitarzystą zespołu. Po rozstaniu z Dennisem Strattonem naturalnym wyborem muzyków był przyjaciel grupy, Adrian Smith, któ-

ry już wcześniej raz odrzucił propozycję dołączenia do Maiden. Gdyby jednak

Smith ponownie odmówił, drugą opcją był właśnie Phil Collen.

111

Page 114: Rock Axxess no. 17

nie działa w przypadku Def Leppard, bo Retro Active – album, na którym znajdują się głównie odrzuty z wcze-śniejszych sesji – okazał się jednym z najlepszych w historii grupy. I jed-nocześnie najmniej znanych… Płyta była w pewnym sensie zamknięciem ery Steve’a Clarka i okazją do przy-witania nowego gitarzysty – Viviana Campbella, współtwórcy najwięk-szych solowych dokonań Dio. Album powala od samego początku. Desert Song i Fractured Love, oba nagrane jeszcze z Clarkiem podczas sesji do Hysterii, zaskakują gęstym rockowym brzmieniem i znakomitym klimatem. Trudno znaleźć cechy wspólne z ra-dosnymi i niezbyt ambitnymi pop--rockowymi kawałkami, które trafiły na Hysterię. Campbell po raz pierwszy pojawia się w fantastycznym coverze Sweet, utworze Action – choć tylko w chórkach. Duża część zawartości Retro Active to nieco podrasowane utwory, który oryginalnie były stro-nami B singli z płyty Hysteria. Należy do nich szybki rasowy hard rock Ring of Fire, pełne energii I Wanna Be Your Hero czy Ride Into the Sun – utwór pochodzący jeszcze z pierwszej EPki Def Leppard, nagrany ponownie w 1987 roku, a na potrzeby Retro Active nieco odświeżony i ożywiony forte-pianowym intro wokalisty Mott the Hoople, Iana Huntera. Powrót do ko-rzeni opłacił się – Ride Into the Sun w tej nowej wersji to jeden z lepszych numerów w dorobku zespołu. Miej-sca na płycie wystarczyło także dla drugiego coveru – Only After Dark z repertuaru przyjaciela zespołu, zmar-łego niedługo przed wydaniem płyty Micka Ronsona. Obie przeróbki to ukłon muzyków w kierunku ich idoli z dzieciństwa. Obowiązkowy limit bal-lad wypełniają Miss You in a Heartbeat i Two Steps Behind – utwory pocho-dzące z sesji do płyty Adrenalize. Oba znajdują się tu zarówno w wersjach akustycznych jak i elektrycznych i, mimo że nie należą do najlepszych kompozycji na płycie, są najbardziej znanymi kawałkami z Retro Active. Na szczególne wspomnienie zasłu-guje cudowny akustyczny kawałek From the Inside, nagrany z muzyka-mi irlandzkiego zespołu folkowego Hothouse Flowers, który oryginalnie

112

znalazł się na singlu Have You Ever Ne-eded Someone So Bad. Def Leppard z towarzyszeniem fortepianu, flażoletu i mandoliny? Czemu nie, zwłaszcza jeśli brzmi tak niesamowicie!

SLANG (1996) 9/10

Gdyby jeszcze jacyś fani Def Leppard nie byli oburzeni moimi ocenami płyt Hysteria i Adrenalize, mam ciąg dalszy kontrowersji – Slang to najlepsza pły-ta Def Leppard. Tak, ta sama, której większość fanów nawet nie kupiła, ignorując jej istnienie od samego po-czątku. Ta sama, której istnienie igno-ruje też od dłuższego czasu sam ze-spół, grając jedynie od czasu do czasu utwór tytułowy. Skąd zatem niezbyt przychylne oceny prasy i słaba sprze-daż krążka? Otóż Slang zupełnie nie brzmi jak płyta Def Leppard. Zespół rozpoczął współpracę z nowym pro-ducentem, Petem Woodroffe’em, postanowił odejść od bombastycz-nego brzmienia z lat 80., postawił na organiczne brzmienie i wspólne nagrywanie, a na dodatek Rick Allen po raz pierwszy od czasu utraty ręki zasiadł za w pełni akustycznym zesta-wem perkusyjnym, rezygnując z pół--automatu, którym wspierał się przez poprzednie 10 lat. To wszystko spra-wia, że jest to pierwsza płyta od cza-su najwcześniejszych wydawnictw grupy, na której Def Leppard brzmi jak grupa żywych muzyków, którzy uzewnętrzniają poprzez twórczość swoje lęki i uczucia, a nie jak zapro-gramowane maszyny. Niestety zmia-na okazała się zbyt zdecydowana dla sporej liczby fanów i wobec chłodne-go przyjęcia krążka, zespół wrócił w kolejnych latach do sprawdzonych patentów. A szkoda, bo Slang to zna-komicie skomponowana i świetnie zagrana płyta, która w dodatku chyba po raz pierwszy w historii zespołu za-wiera w większości naprawdę udane teksty o sprawach poważniejszych niż dziewczyny i imprezy. Do tego zespół po raz kolejny postanowił po-eksperymentować z rzadkim instru-mentarium (hinduski instrument sa-rangi w znakomitym Turn to Dust oraz dulcimer) i nietypowymi jak na siebie aranżacjami. Słychać to już w otwie-

Page 115: Rock Axxess no. 17

rającym płytę Truth?, które zaskakuje mrocznym klimatem, gęstym aran-żem i elementami industrialu. Trudno w to uwierzyć, ale grupa kilkakrotnie zapuszcza się nawet w rejony kojarzo-ne raczej z zespołami wywodzącymi się z Seattle oraz flirtuje z funky w nie-zwykle chwytliwym, ale niezbyt wy-szukanym utworze tytułowym. A bal-lady? Oczywiście są. Tylko tym razem zamiast dramatycznych zaśpiewów i przesadnie rzewnej aranżacji mamy oszczędne brzmienie i stonowany kli-mat takich kawałków jak All I Want Is Everything, Blood Runs Cold oraz może nieco nazbyt ogniskowego Breathe a Sigh. Szczyptę bardziej żywiołowego rockowego grania oferuje najlepsze na płycie Gift of Flesh, które jest mu-zycznym powrotem do pierwszych lat istnienia zespołu z dodatkowym atutem w postaci znakomitego tek-stu. Krążek genialnie wręcz wieńczy dwupak w postaci stonowanej balla-dy Where Does Love Go When It Dies oraz niezwykle hipnotycznego kawał-ka Pearl of Euphoria, który wprowadza słuchacza w trans świetną aranżacją i zapętlonym motywem wieńczącym całą płytę. Nie boję się napisać, że Slang to znakomity, dojrzały album. Niestety, dla fanów grupy był zbyt dużym odejściem od stylistyki zespo-łu, zaś potencjalni słuchacze muzyki zawartej na krążku prawdopodobnie nie mieli nawet szansy jej usłyszeć, uprzedzeni do Def Leppard i innych zespołów kojarzonych głównie z pu-del metalem z lat 80.

EUPHORIA (1999) 6/10

Po komercyjnej porażce Slang, gru-pa podjęła chyba najgorszą z możli-wych decyzji – postanowiła nagrać album w stylu Hysterii i sprowadziła do pomocy „Mutta” Lange, choć tym razem nie jako producenta, a współ-kompozytora części materiału. Nic dziwnego, że długimi fragmentami Euphoria brzmi, jakby panowie z Def Leppard nie zauważyli, że nie tylko lata 80. dawno przeminęły, ale i ko-lejna dekada zbliża się do rychłego końca. Niby brzmienie jest trochę nowocześniejsze, stężenie plastiku na utwór nieco mniejsze, a perkusja

Ricka Allena (niestety znowu pół--automat) brzmi mniej sztucznie niż ponad dekadę wcześniej, ale jakość dużej części kompozycji niewiele na tym zyskała. Z płytami Hysteria i Adre-nalize łączy Euphorię coś jeszcze. Każ-dy z czterech nowych utworów z tej sesji, który trafił na strony B singli – I Am Your Child, Worlds Collide, Immor-tal oraz Burnout – jest dużo lepszy niż większość materiału, który umiesz-czono na krążku. Nie mam pojęcia, co kierowało muzykami, gdy decydowa-li, by odrzucić je, a w zamian wydać na płycie dość mdłe pop-rockowe Guilty i It’s Only Love czy absolutnie koszmarne All Night. Na szczęście znalazło się miejsce dla kilku niezłych numerów. Goodbye czy To Be Alive to typowe Leppardowe pościelówy, ale mają swój urok. Promises udanie na-wiązuje do największych hitów grupy z lat 80. Rozpoczynające płytę De-molition Man nie jest może szczytem wyrafinowania, ale udanie przenosi

113

W marcu i kwietniu 2013 roku Def Leppard zagrali 11 kon-

certów w Hard Rock Hotel and Casino w Las Vegas. Podczas każdego z nich odgrywali w całości album

„Hysteria”, lecz wcześniej pojawiali się na scenie jako „Ded Flatbird – najlepszy na świecie cover band Def Leppard”

– wykonując co wieczór inny set, wypełniony rzadziej gra-nymi utworami, jak „Good Morning Freedom”, który wcześniej

dostępny był jedynie na stronie B singla „Hello America”. Na jesień jest planowane wydanie DVD/CD „Viva! Hysteria”, któ-

re zawierać będzie zapis wybranych koncertów z Las Vegas.

nas w czasy, gdy królował glam rock. Ciekawostką jest to, że gitarowe solo w tym numerze zagrał sąsiad basisty Ricka Savage’a, były mistrz świata Formuły 1 Damon Hill. Znakomicie brzmi Paper Sun – zdecydowanie naj-dłuższy utwór na płycie, który klima-tem znacznie bardziej pasowałby na Slang. Warto zwrócić także uwagę na Disintegrate – pierwszy instrumental-ny kawałek na albumie Def Leppard od czasu płyty High ‘n’ Dry. Świetnie słucha się wieńczącego płytę Kings of Oblivion, które powala energią w sta-rym dobrym Leppardowym stylu. Eu-phoria to nie jest zły album, ale jeden z tych, o których po latach pamiętają tylko najzagorzalsi fani.

X (2002) 4/10

Def Leppard nagrało płytę… popową. Tak, popową. Zespół, który niegdyś był zaliczany do czołowych reprezen-

Page 116: Rock Axxess no. 17

potrafi grać rocka. O ile główny sin-giel z płyty – Now – jest miły dla ucha, ale niczym specjalnym nie zachwy-ca, a Four Letter Word i Torn to Shreds irytują zbyt wygładzoną produkcją i rockową sztampą, tak już You’re So Beautiful, mimo banalnego tytułu i równie błahego tekstu, jest po prostu fajnym, lekkim rockowym numerem, w sam raz do radia czy do słuchania w samochodzie. To już coś. Od cał-kowitej mizerii ratują tę płytę trzy naprawdę dobre numery, znajdujące się pod koniec krążka. Kiss the Day klimatem zbliżone jest do świetnego Paper Sun z poprzedniej płyty, Scar to dość prosty hard rock bez wielkich szaleństw, ale na tle większości płyty brzmi niemal jak dzieło sztuki, zaś Cry przy odrobinie dobrej woli można by uznać za jakiś nieznany i zleppardy-zowany numer Led Zeppelin. Dwa-dzieścia minut dobrego materiału to jednak trochę za mało, żeby pozy-tywnie ocenić ponadpięćdziesięcio-minutową płytę. X miało być chyba ostatnią desperacką próbą powrotu na szczyty list przebojów. Próbą nie-udaną, co daje nadzieję, że zespół raz na zawsze wyleczył się z pomysłów nagrywania płyt pod popową pu-bliczność. Panowie – i tak prawie nikt nie gra waszych nowych kawałków w radio, więc może pora zacząć nagry-wać znowu porządnego rocka?

YEAH! (2006) 8/10

Już od pierwszych sekund otwiera-jącego płytę 20th Century Boy zespół

przenosi słuchacza do alternatywnej rzeczywistości. Do świata, w którym Def Leppard nigdy nie poszło w pla-stikowe brzmienia i przesłodzone popowe melodie. Skąd ta nagła zmia-na? Grupa postanowiła nagrać płytę z przeróbkami utworów, pochodzą-cych z repertuaru artystów, którzy byli ważni dla muzyków Def Leppard w młodości. Czyli powrót do korzeni i to w największym możliwym stop-niu. Wyszło znakomicie! Nic dziwne-go, zespół zawsze podkreślał swoje przywiązanie do glam rocka, więc takie utwory jak wspomniany kawa-łek T. Rex, The Golden Age of Rock ‘n’ Roll (oryg. Mott the Hoople), Drive-In Saturday (David Bowie) czy Hell Raiser (Sweet) musiały wyjść świetnie. Oni są wręcz stworzeni do grania w takim stylu. W ostatnim z wymienionych numerów grupę wspomaga wokal-nie Justin Hawkins z The Darkness. Co za połączenie! Klimaty glamrockowe stanowią ważny element tego krąż-ka, lecz nie jedyny. Zespół przykręcił nieco śrubę w oryginalnie popowych utworach – Rock On (David Essex) i He’s Gonna Step on You Again (John Kongos) – wprowadzając przy oka-zji efekt zaskoczenia, bo kto z fanów rocka w ogóle kojarzy tych wyko-nawców? Niespodzianek jest więcej. O ile można było się spodziewać, że utwór Thin Lizzy – Don’t Believe a Word – oraz No Matter What z reper-tuaru Badfinger zabrzmią w wersji Def Leppard znakomicie, o tyle wzię-cie na warsztat 10538 Overture Elec-tric Light Orchestra chyba mało kto przewidział. Efekt powalający! Nieco

tantów Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu, wydał album, który sporymi fragmentami brzmi tak, jakby nagrał go jakiś nieco bardziej ambitny boys-band. Lepps zawsze mieli ciągoty w kierunku chwytliwego grania, opar-tego na ładnych melodiach i świetnie zaaranżowanych chórkach. Jednak do tej pory potrafili udanie łączyć to z hardrockową energią, a jeśli już fak-tycznie zapuszczali się w popowe re-jony, to były to jednorazowe wyskoki na rockowych płytach. Przy X sprawa wygląda zupełnie inaczej. Dobrze „zrobiony” pop potrafi trafić nawet do nieco bardziej otwartych fanów roc-kowego grania. I takiego na tym krąż-ku trochę mamy. Ballada Long Long Way to Go – napisana przez autorów hitów Britney Spears i innych arty-stów tego pokroju – jest być może do bólu przesłodzona, ale posiada nie-odparty urok, zwłaszcza w dostępnej na niektórych wydaniach płyty wersji akustycznej. Wokale czwórki śpiewa-jących Leppardów w Unbelievable – kolejnym utworze napisanym przez autorów z fabryki hitów – są abso-lutnie mistrzowskie, chociaż całość brzmi tak, że równie dobrze mógłby to być numer Westlife. Niestety o po-zostałych popowych numerach na tej płycie nie da się powiedzieć nawet tyle dobrego. Love Don’t Lie, Everyday czy Girl Like You są zwyczajnie nudne i mdłe, i aż dziwne, że tak zdolni mu-zycy napisali i wypuścili na krążku tak banalne kawałki. Niewiele lepiej jest w kolejnej pościelówie – Let Me Be the One. Na szczęście są też momen-ty, gdy zespół przypomina sobie, że

114

Page 117: Rock Axxess no. 17

W 1997 roku Joe Elliott i Phil Collen stworzyli projekt

Cybernauts wraz z dwoma muzykami grupy Spi-

ders From Mars – Trevorem Bolderem i Woodym Woodmanseyem – oraz znajomym klawiszowcem, Dickiem

Decentem. Zespół zagrał kilka koncertów, podczas któ-

rych wykonywał utwory z wczesnych płyt Davida Bowie,

na których wokalistę wspomagali właśnie Spiders From

Mars. Wydany trzy lata później, niezwykle trudny do

zdobycia znakomity album koncertowy jest poświęcony

pamięci gitarzysty Spiders, Micka Ronsona, który zmarł w 1993 roku. Bolder, znany także z ponadtrzydzie-

stoletniego stażu w Uriah Heep, zmarł w tym roku po

kilkumiesięcznej walce z rakiem.

bardziej sentymentalnie robi się przy Waterloo Sunset grupy The Kinks. Joe Elliott głosem raczej nie przypomina Paula Rodgersa, ale klasyk Free – Little Bit of Love – brzmi, jakby Def Leppard grali ten numer co wieczór od 30 lat. I to jest właśnie największa siła tej płyty – każdy z nagranych utworów zachował klimat oryginału, ale jed-nocześnie wszystkie brzmią tak, że natychmiast słychać, kto je wykonuje. Na zakończenie płyty jeszcze jedna przyjemna niespodzianka. Świetny hardrockowy numer zespołu Faces (w składzie z Rodem Stewartem i Ron-niem Woodem), Stay With Me, fanta-stycznie zaśpiewany przez gitarzystę Phila Collena. Ma chłop kawał raso-wego, hardrockowego głosu. Szkoda, że nie mamy okazji częściej się o tym przekonywać. Yeah! to świetne przy-pomnienie, że Def Leppard to przede wszystkim rockowy zespół, a można było mieć wątpliwości w tej kwestii. Ocena mogłaby być wyższa gdyby nie dwie sprawy. Po pierwsze, płytę wydano w kilku wersjach z bonusami dodanymi do wydań amerykańskich, dostępnych w różnych sieciach mar-ketów (inne bonusy w każdej z tych sieci), przez co fani z Europy zostali potraktowani jak klienci drugiej kate-gorii i mogą słuchać zaledwie około połowy wszystkich utworów zareje-strowanych podczas nagrań. Po dru-gie, nie zapominajmy, że choć płyta brzmi świetnie, a zespół daje czadu, żadna z tych kompozycji nie została napisana przez Def Leppard. Pozo-staje wciąż czekać, aż grupa wyda coś własnego w podobnym klimacie.

SONGS FROM THE SPARKLE LOUNGE (2008) 7/10

Pamiętam jak po raz pierwszy włą-czyłem tę płytę. Pierwsze sekundy Go, które ją otwiera, sprawiły, że przez jakiś czas szukałem szczęki na pod-łodze. Czyżby Def Leppard w końcu nagrali dynamiczną rockową płytę z gęstymi aranżami i głośnymi gita-rami? No cóż, okazało się, że aż tak dobrze to nie jest, ale początek był więcej niż obiecujący. Go to jeden z mocniejszych i lepszych kawałków zespołu od czasu pierwszych trzech płyt. Później jest różnie. Pierwszy sin-

giel z płyty – Nine Lives – nagrany z gwiazdą country, Timem McGrawem, to dość desperacka i średnio udana próba pójścia w ślady Bon Jovi i pod-bicia list przebojów country. Drugi singiel – C’mon C’mon – mógłby spo-kojnie znaleźć się na płycie Hysteria. Ale już Love – bardzo głęboki ukłon w stronę wczesnego Queen – to zna-komite potwierdzenie tego, że ten zespół jeszcze „może”… I tak już do końca – lepsze kawałki mieszają się z dość banalnymi pop-rockowymi me-lodiami. Do tych pierwszych z pew-nością należą Cruise Control (kolejny dowód na to, że gdy panowie biorą się za nieco poważniejszą tematykę w swoich tekstach – tym razem są to islamscy zamachowcy-samobójcy – wychodzi im to więcej niż przyzwo-icie), niezbyt skomplikowane, acz lek-kie i przyjemne Hallucinate czy Bad Actress – kawałek, który rzekomo miał być przytykiem w stronę Paris Hilton, choć muzycy twierdzili, że dotyczy to wszystkich „znanych z tego, że są znane”. Świetny numer, aż szkoda, że zespół tak rzadko pozwala sobie na nagranie takich szybkich rockowych

piosenek, bez zbędnego kombino-wania z produkcyjnymi smaczkami. Tu jest w dobrym tempie, energicz-nie i w dodatku z całkiem niezłym tekstem. Czasami jednak Lepps w swojej pogoni za ładnymi melodiami i przebojowością popadają w przesa-dę i zmieniają się w bandę wesołych nastolatków, chcących zaimponować licealistkom radosnymi melodiami, przy których można by potańczyć na imprezie. Panowie, nie idźcie tą drogą! Songs from the Sparkle Loun-ge to zaskakująco przyjemna pozy-cja w dyskografii Def Leppard, dużo bardziej udana niż poprzednia płyta z oryginalnym materiałem – X – ale mimo wszystko nie do końca spełnia wymagania większości fanów zespo-łu, którzy od dawna marzą o praw-dziwie hardrockowej płycie. Album bez ballady (no dobrze… Love można uznać za półballadę) to krok w do-brym kierunku. Gorzej, że na razie nie słychać nic o nowej płycie studyjnej, a poza trzema bonusowymi utworami studyjnymi z koncertówki Mirrorball (2011) zespół nie wydał nic świeżego już od pięciu lat.

115

Page 118: Rock Axxess no. 17

dark access

Rhapsody of fire Power of the Dragonflame

Tenebra, tenebra... domina!Tenebra, tenebra... danna me!Let me open the dark portal

and so cross the crypts of ghostland... now...

leszek mokijewski

Wzniosłe głosy wyśpiewują magiczną inkan-tację. Niczym niebiański chór przy wtórze organów proszą o otwarcie bramy. Symfo-nia milknie. Portal do mistycznej krainy Al-

galord stoi otworem. Czas na przygodę. Heavymetalowe riffy gitar rozpoczynają opowieść. Obudź się, o potężny, z wiecznego snu. Rozpostrzyj wielkie skrzydła. Twoje smocze serce czeka, byś podążył ścieżką przeznaczenia. Zapisz na kartach ksiąg nową historię. Gitary, wraz z ga-lopującą perkusją, prowadzą dalej, nie dając wytchnie-nia. Z wielkiego wzgórza wzywamy cię, o przedwieczny, głośno wykrzykując twe imię. Potężna mocy smocze-go płomienia, kłaniamy się tobie. Nasz smoczy władco, wznieś się w przestworza. Ochroń nas przed nikczemny-mi, którzy odważyli się zaatakować twój lud. Fabio Le-one wysokim głosem maluje kolejne obrazy.

Hail, Hail!...Brave Swordmaster!

March, March!...Great Swordmaster!

and I ask the wind for the fall of the king...!

Maszerujemy – my, dzielni wojownicy, poprzez rzeki naznaczone krwią. Nasz oręż lśni w słonecznym blasku.

Poprzez święte lasy kroczymy pełni dumy. W pogoni za wieczną chwałą przemierzamy ocean. Czarny król zbli-ża się do Algalord, czas położyć kres jego wędrówce. Wspaniali wojownicy, czas walki już bliski, nie lękajcie się, czuwa nad nami moc wielkiego Krona. Odrodzeni z jego krwi, jesteśmy niezwyciężeni. Fabio Leone prowa-dzi poprzez magiczną krainę. Wraz z nim heavymetalo-we gitary nadają rytm opowieści. I oto jest wroga armia na horyzoncie, gotujcie się, mężni. Niech taniec mieczy zapisze krwawą kartę w naszej historii. Podłe, plugawe istoty, poczujcie smak naszej stali. Wielki Kronie, pro-wadź nas na spotkanie z przeznaczeniem.

One for the pain and two for my namethree for my wonderful kingdom

Four for my king, five for my queenSix for the fall of my wisdom...

Earth’s calling me!

Nagrany przez Rhapsody of fire w 2002 roku album Po-wer of the Dragonflame to czwarta i zarazem ostatnia część sagi o szmaragdowym mieczu. Teksty zawarte na tym najbardziej dojrzałym z wydawnictw zespołu tworzą zwartą całość. Fabio Leone zabiera nas w podróż do ma-gicznej krainy Algalord. Opowieść zawarta na płycie w połączeniu z pełną symfonii muzyką, mogącą ilustrować niejedno dzieło Tolkiena, sprawia, że wytrawny słuchacz może poczuć się jak uczestnik wyprawy przez magicz-ną krainę. Heavymetalowe gitary, symfoniczne wstawki, melodyjny, wysoki głos i zmiany temp sprawiają, że nie sposób się znudzić. Dzięki temu rozmachowi muzyka Rhapsody określana jest mianem Hollywood metalu. Nie czekaj dłużej, wkrocz do muzycznego świata Rhapsody, zamknij oczy i podążaj ścieżką szmaragdowego miecza.

Page 119: Rock Axxess no. 17
Page 120: Rock Axxess no. 17

rock style pages

lazy sundaymodel: Zuza Szefer photographer: Konrad Kosecki [kosecki.pl] make up: Agnieszka Flisak stylist: Agnieszka Flisak production: style’n’roll, facebook.com/stylenroll

Page 121: Rock Axxess no. 17

ACCEPT

Page 122: Rock Axxess no. 17
Page 123: Rock Axxess no. 17
Page 124: Rock Axxess no. 17
Page 125: Rock Axxess no. 17
Page 126: Rock Axxess no. 17
Page 127: Rock Axxess no. 17
Page 128: Rock Axxess no. 17
Page 129: Rock Axxess no. 17
Page 130: Rock Axxess no. 17

phot

o: M

arek

Kop

row

ski

Page 131: Rock Axxess no. 17
Page 132: Rock Axxess no. 17